Jakiś czas temu rozmawiałam z Młodym. Często mamy sesje roztrząsania tematów społecznych, globalnych, światowych, politycznych, prawnych, emocjonalnych i wszystkich innych bieżących, wywołanych jakimś zdarzeniem. Albo po prostu chęcią podzielenia się myślami.
No i trafiło tym razem na Dojrzewanie. Serial.
Dawno temu zaczęłam się dzielić pewną myślą z otoczeniem.
Kojarzycie te wszystkie memy i posty, gdzie z łezką w oku wspominamy trzepaki, klucze na szyi i jakie to mieliśmy wspaniałe dzieciństwo i jakich silnych, mądrych ludzi z nas to zrobiło. Czyli kiedyś to było, teraz już nie ma.
Otóż po pierwsze gówno prawda. Rodzice wcale nie mieli dla nas więcej czasu. Wcale nie zajmowali się nami i nie przejmowali. Mieliśmy żyć równolegle z nimi, nie stwarzać problemów, a jak nie to wpierdol. Sama marzyłam, żeby mnie adoptowali jacyś fajni ludzie. Marzyłam o tym, żeby moi rodzice chcieli się mnie pozbyć i oddać komuś innemu. Kilka razy zdarzyło mi się o tym wspomnieć w jakiejś rozmowie i okazało się, że nie byłam jedyna. Przypadek? Nie sądzę.
Po drugie i chyba najważniejsze, skoro tak wspaniale się wychowaliśmy na tych trzepakach, dlaczego nie daliśmy tego swoim dzieciom? Dlaczego nie zrobiliśmy z nich takich samych wspaniałych ludzi? Bo tak, to my jesteśmy rodzicami dzisiejszej, złej, okropnej, pizdowatej, przemocowej młodzieży.
Więc kto za to ponosi winę?
Nie nauczyciele. Bo oni mają tylko szlifować to, co dzieciaki wyniosą z domu. Dodając do tego naukę, wiedzę, ale nie ucząc podstaw. A tych podstaw muszą nauczyć rodzice. Moralności, konsekwencji czynów, radzenia sobie z życiem.
I nie technologia jest tu problemem. Nie ten zły internet i telefony.
My.
Rodzice, którzy dali dzieciakom to wszystko bez koniecznej instrukcji obsługi. Bez umiejętności wyciągania wniosków, bez wiedzy jak poruszać się w wirtualnym świecie, bez konfrontacji z rzeczywistością. Bez wzorca moralnego.
I o tym właśnie jest ten serial. O tym, że nam się wydaje, że przecież zrobiliśmy wszystko dla dobra dzieci.
Nie zrobiliśmy, a wręcz śmiem twierdzić, że większość rodzin nie zrobiła nic. Dając ogromną wolność, nie postawiliśmy granic. Nie daliśmy limitów. Nie nauczyliśmy myślenia. Za to wypaczyliśmy cały proces wychowywania dzieci, które doskonale umieją wykorzystać tę wolność, ale odwrotnie niż byśmy chcieli.
Ja sama, mając świetny kontakt z dziećmi ciągle z tyłu głowy mam obawy. Nie skończyłam rozmawiać, bo przecież dorosłe są. Może już nie wychowuję, ale cały czas jestem.
Pewnie że popełniłam, popełniam i popełnię w cholerę błędów. Nie da się tego ominąć. Mogłabym zwalić je na czasy, moich rodziców, przeszłość, złą technologię, ale prawda jest taka, że to tylko i wyłącznie nasze wybory i nasza edukacja kształtuje, po części, kolejne pokolenia.
I właściwie mogę powiedzieć tylko jedno. Te wnioski, identyczne jak moje wysnuł Młody.
Wiecie, że kiedy zaczynałam pisać tutaj miał niecałe 6 lat? Teraz ma niecałe 19.
Chyba mi się udało.