poniedziałek, 5 kwietnia 2021

[462]. Dżem (nie)dobry

Piękna pogoda za oknem, chociaż dzisiaj zimno. Złem daje po kościach. W pełnym słońcu. Za oknem mi się zieleni. Sama radość.
Odebrałam dzisiaj nasze okulary. Tak, dzisiaj. Tu nie ma ściśle wolnego poniedziałku wielkanocnego. Więc mój optyk działał i od wczoraj bombardował mnie smsami, żeby odebrać jak najszybciej.
No to zrobiliśmy sobie wycieczkę do miasta.
I mam, wielkie, czarne mocniejsze oksy. I tylko jeden problem. Nie mogę w nich chodzić. Tylko do czytania. Nie tak jak poprzednie, że noszę i na dal nic mi nie robią. Te nowe rozmywają mi wszystko metr od nosa. No aż mi się brzydko wyrwało, za co Młody mnie opierdzielił. No trudno. Ale przynajmniej będę coś widzieć, jak będę dłubać te swoje tam. 
I czytać.
Bo muszę się przyznać, ze znów odrodziła mi się miłość do Terry'ego Pratchetta. A że nie posiadam całości twórczości, tylko marne dwie pozycje, postanowiłam zakupić. Jak wrzuciłam do koszyka wczoraj, to pewnie osiwiałam bardziej. No kwota wyszła zacna. Więc nie kupię wszystkich. Przynajmniej na razie. Za to kupiłam sobie Mistrza po angielsku. Będę czytać. 
Cały tydzień przesiedziałam w domu. Tak bardzo pożałowałam, że nie mam samochodu, że postanowiłam, że kupię. Nie wiem jeszcze kiedy, ale to już nie jest, że jak coś to kupię, albo kiedyś tam kupię, tylko kupię. Jak najszybciej. Nawet się zastanowię, czy nie kupić byle czego małego, żeby tylko do pracy dojeżdżać. Żeby się obyć z lewą ręką i krawężnikami. Jak to opanuję to wtedy kupię taki, jak mi się marzy. To chyba dobry pomysł.
Czwartek, piątek i sobotę spędziłam w kuchni. 
W czwartek poniosłam totalną Klęskę pod Pleśniakiem. No tak mnie załatwił, że myślałam, że się rozpłaczę. Wylądował w koszu, a ja upiekłam drugi. Okazało się, że chciałam być za dobra i dać do niego super dżem z łowicza. Bo przecież łowicz taki pyszny. No NIE. Wypłynął mi cały, przez co beza siadła i zgumowiała. No świeczki w oczach, ale napisałam kumpeli, że nie ma mowy, kasy jej nie oddam, upiekę drugi i przywiozę osobiście. Tak też zrobiłam. A dżem z aldika okazuje się być najlepciejszy!
Napiekłam się chlebów i ciast. 
Tradycyjnie nie świętujemy. Jajka po prostu jemy, bo lubimy. 
A jutro znów do pracy. 

4 komentarze:

  1. my zjedliśmy w niedzielę barszcz biały z jajkiem i tyle. przez cały łikend sprzataliśmy dom, niestety nie udało sie ogarnąc ogrodu-za zimno. No i pojechaliśmy z diabłem tasmańskim nad morze )))
    oraz szczeniak zeżarł mi okulary do czytania i dziś jadę zamówić nowe...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracowicie :) I dobrze. A na ogród przyjdzie czas. U mnie dzisiaj śnieży :)

      Usuń
  2. Palnęliśmy święta Starszakom. Nie wiem ile świąt im jeszcze zostało, nie wiem, czy następne będą z nami, więc skoro to dla nich ważne, to why not? Ogólnie czułam się nieświątecznie i najlepszym momentem świąt był spacer po lesie, tyle, że po 3km odpadła nam MatkaZ. No to hepiafterister😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i super. (Ale MatkęZ zabraliście z tego lasu?)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.