poniedziałek, 9 listopada 2020

[450]. ***** ***!

A co u mnie?
Że macie nadzieję, że normalnie i nudno?
No to muszę, niestety, rozczarować szanowne państwo, bo otóż nie.

Nie wiem od czego zacząć. 
Fachowców wszyscy znamy. I szanujemy. O ile są fachowcami, a nie "fachowcami".
A że ja mam szczęście, no to proszzzz..
1. Pralka.
Mówiłam, że zamówiłam z podłączeniem? Czyli jak to rozumiem ja:
- przyjeżdża fachowiec, podłącza pralkę JAK NALEŻY zgodnie z instrukcją, POZIOMUJE, sprawdza.
Jak to rozumie angielski "fachman team":
- przyjeżdża, podłącza, wstawia pralkę pod blat, sprawdza czy działa i wyjeżdża.
Tydzień później odkrywam co następuje:
- pralka, owszem, podłączona, ale waż spustowy jakby podłączony nieprawidłowo, bo woda z mycia garów cofa mi się do pralki. Odkryłam przypadkiem, bo składowałam w pralce rzeczy do prania. I przed praniem chciałam je posegregować. Te z dołu były mokre. Postanowiłam sprawdzić po praniu. Pralka była sucha. I przez następne kilka dni też. Ale w czwartek (pranie robię zwykle w piątki - soboty) pralka wypełniła się mętną wodą z mycia naczyń. O jakżesz mnie to wkurzyło! Najpierw obejrzałam podłączenie odpływu i mnie tak zdziwiło, że wąż leży na płasko za pralką. Zawsze widziałam węże z tym takim łukiem plastikowym. Dawaj szukać. No i jest, of course! w instrukcji, że należy to mieć, ale TRZEBA DOKUPIĆ OSOBNO! Tylko do cholery jasnej, to za co zapłaciłam jak nie za PRAWIDŁOWE podłączenie?
Amazon dupkę uratował, chociaż powinnam bardziej zacząć szarpać się z dostawcą i "fachowcami", ale mi się nie chciało, bo to nie wszystko.
2. Panele.
Mówiłam, że wymieniam? Stare wykładziny na panele? Za zgodą i za kasę właściciela? No to tak.
Koleżanka, jeszcze zanim w ogóle znalazłam to mieszkanie, powiedziała mi o swoim chłopaku, który jest budowlańcem, chciałby założyć działalność, ale na razie jeszcze sobie dorabia sam. I jakbym kogoś miała kto by chciał, remoncik, panele, coś, to ona może dać namiary. Po jakimś czasie wyszło mieszkanie, panele, no to pogadałam z kumpelą i przyszli zrobić wycenę. 
Pierwszy rzut oka na zastane panele, położone przez "fachowca" i reakcja chłopaka podpowiedziała mi, że no spoko, chyba się zna i umie. Wycena - pyk, zrobiona, pomierzone, czeka na znak sygnał.
Dostałam zielone światło od właściciela i do roboty. Dwa dni i będzie załatwione.
Yhy... No jakby nie bardzo. Podłogi nie są równe, więc nie ma lekko łatwo i przyjemnie. Całość trwała..4 tygodnie. Z awanturą pomiędzy. Bo domagałam się informacji kiedy przyjdzie dokończyć, ponieważ pierwszego dnia spóźnił się cztery godziny, następnego również coś koło tego. "Fachura" myślał także, że jak założy panele, to ja nie sprawdzę i te kilka rozwalonych i sklejonych to nie zauważę. Kazałam wymienić. A że było po awanturze, a mi to kozaczenie się nie podobało, to grzecznie wymienił. Wczoraj ostatecznie zakończył moją męczarnię. W końcu mogę mieszkać. Szczerze? Żałuję, że jednak nie zrobiłam tego sama. Serio. Ale to nie wszystko.
3. Paczka z Polski.
Sytuacja jaka jest, każdy widzi. Mój stały ulubiony kurier nie jechał, a mus już było odebrać zebrane dobra, więc ogłosiłam się na grupie, zgłosiło się kilka osób, no i jeden pan. Pasował termin odbioru, dostawy, wszystko pasowało. I zaczęła się polka. Odbiór się opóźnił. Jeden dzień, ale już komfort mi się zepsuł, bo angażowałam ludzi po drugiej stronie, żeby siedzieli i pilnowali kuriera. To już mnie zdenerwowało. 
Paczka miała być w weekend. Nie dotarła. Żadnej informacji, sama dopytywałam co się dzieje. Poślizg, bo tunel, bo coś, ok, nie ma problemu, poniedziałek będzie. Mój warunek - po 14, bo jestem w pracy. Ok. O 17 pytam znów. Dostałam telefon do kierowcy. Umawiamy się na wtorek, znów zaznaczam, że po 14, bo jestem w pracy. Ok. We wtorek dostaję wiadomość, że kierowca będzie o 12.40. Mówię, że się umawialiśmy inaczej, że po 14. Cisza. Wracam do domu, ani paczek, ani nic. Dzwonię, kierowca mnie informuje, że on musiał jechać dalej, bo klienci czekają. No kurna, nie z mojej winy nie dostarczyli w weekend, też jestem klientką. Wkurzyłam się tak, że masakra. Kierowca zebrał bęcki za swojego szefa, bo szef profilaktycznie nie odbierał. Paczki dojechały dzisiaj. Całe szczęście całe i wszystko w porządku, ale tak tego nie zostawię. Także kolejni "fachowcy".
Jeszcze by się uzbierało trochę po drodze, chociażby to, że podrapał mnie królik, ale tak naprawdę to pikuś.
Może później będzie coś ciekawszego do opowiedzenia.

PS: Tytuł adekwatny do sytuacji w kraju. Może doczeka się mojego skromnego komentarza, ale nie wiem czy jestem w stanie napisać post z samymi gwiazdkami.

4 komentarze:

  1. ))) śmiało napierdlaj same gwiazdki, ROZUMIEM Cię doskonale )))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy, że myślę gwiazdkami, noże mi się otwierają jak słyszę co ludzie gadają u mnie w pracy, wystarczy mi nerwów i stresów na najbliższe dziesięciolecie.

      Usuń
  2. Ależ rzucaj kurwami, nie pomoże, ale będzie śmiesznie😁

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.