czwartek, 21 lutego 2019

[397]. Seria niefortunna.

Od samego rana się zaczęło.
A właściwie nawet nie. To już kilka dni temu.
Przestał grzać bojler. Ten, przez który czułam się jak Koncertowa Idiotka. Tak tak. Ten sam, dziad jeden.
Odmówił grzania wody. Koniec. Szlus. Zimny wychów. Studnia. I takie tam.
Moje podejrzenia padły na: a) zakamieniałe rurki (wymienniki ciepła), b) zapchane dysze, c) spitolony czujnik. A może wszystko na raz. Okaże się to jednak dopiero w sobotę, bo fachowiec przyjedzie.
Ale to jeszcze nic.
Młody mi się rozleniwił. Bo szczepienia, bo katar, bo kontrola u chirurga. I tak raz w szkole był, raz nie. I dzisiaj nagle mi pisze: zaczytałem się i nie poszedłem. Ożesz ty dziadu jeden, furia we mnie wstąpiła. Nie mogłam się drzeć do słuchawki w pracy, więc pisałam soczyście, ale ostrzegłam koleżanki, że jak będą wiadomości z ostatniej chwili, to będę ja i mogę nie przyjść jutro do roboty.
Poszedł do szkoły.
Ale to jeszcze nic.
Chwilę później dostaję smsa: czy u Ciebie coś się rozlało w salonie? Mam mokry sufit.
No jasna cholera!
Widzę oczami wewnętrznymi zalaną łazienkę, kuchnię, bo tam mi się zapycha i może coś lecieć, Młody nie zakręcił, zepsuł. Ale w salonie??
Sprawdzone. U mnie sucho.
Ale przypomniało mi się, że rury od kaloryferów idą pod panelami. Znaczy tak mi się wydawało.
Wizja wynoszonych gratów z pokoju, rozbieranej podłogi i wymiana rur, bądź ich uszczelnianie przyprawiła mnie o ból wszystkiego.
Jechałam do domu zrezygnowana, bo wszystko zrobiło konkursowe jeb w jednym momencie prawie.
Ale okazało się, że moje rury od moich kalafiorów idą pod sufitem sąsiadów. Czyli pod regipsem i uszczelnieniem i wygłuszeniem.
Wiecie co?
Ja chcę stąd uciec. Już dość. Już nie chcę.
Boję się.
A o piekarniku wspominałam? Że przypala papier do pieczenia po 10 minutach? Nie? to pewnie przez moją sklerozę.
A o sterowniku do pieca? Że pewnej pięknej niedzieli odmówił współpracy z całym światem i strzelił focha na czarno? Dobrze, że w zanadrzu był stary, świrnięty, ale działający. Bo byśmy pomarzli. Mielibyśmy takie kilka dni z życia jaskiniowców. Można by było porzucać w dinozaury. Ekogroszkiem.
Tak więc nie zadaję odwiecznego pytania, które następuje w nagromadzeniu takich niefortunnych przeciwności.
Bo wiem, że świat odpowie:
A masz!

9 komentarzy:

  1. Złośliwość przedmitów martwych i nieszczęśliwy splot wypadków - a kysz!
    Czary odprwaione, teraz się wszystko będzie prostować. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Czekam na fachowca od bojlera. Jednak dzisiaj, może wykąpię się we wrzątku ;)

      Usuń
  2. O żesz qiurwa... nienawidzę takich stanów rzeczy. Nie potrafię pocieszać ale nie ma tak żeby ciągle i wciąż się coś pitoliło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiec bądź dobrej myśli - wiecznie to nie będzie trwać... (mówiłam że jestem beznadziejna w pocieszaniu)

      Usuń
    2. Ja tam ZAWSZE jestem dobrej myśli. Teraz na przykład myślę, że już niedługo się stąd wyniosę i niech się wtedy psuje reszta. Albo, że naprawa bojlera za 950 zł to przesada. Ale o tym w następnym poście :)

      Usuń
  3. jesooo jedynie co mi przychodzi do głowy, to taka mądrość,
    że wszystko się wali NARAZ!!! a za chwilę będzie spokój ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego się trzymam. Jak tlenu. choć mam wrażenie, że to brzytwa..

      Usuń
  4. że niby nieszczęścia chodzą parami? może kiedyś, teraz mamy takie czasy, że stadami walą .... trzym się, chciałby się powiedzieć, ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaa, zupełny brak kultury! Wpierniczyły się stadem, zamiast grzecznie pojedynczo. Ale ta ironia na koniec to zupełnie nie była potrzebna! ;)

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.