środa, 22 kwietnia 2015

[345] Dawnoooo...

...mnie tu nie było.
Nie wiem czy to się zmieni, zobaczymy.
W każdym razie życie się toczy,
Pracuję. Coraz bardziej samodzielnie. Nabieram tupetu, wiedzy i mogę się wykazać kreatywnością.
Aczkolwiek jeszcze trochę.
Nie wszystko idealnie się ułożyło. Trochę się pozbiegało, trochę muszę stanąć na głowie, trochę mnie szlag trafia, a trochę ogarnia śmiech, zdarza się, że przez łzy.
Tak, zryczałam się jak głupia, kiedy Młody się wywrócił. Rozwalił czoło, uderzył w palec, a najgorsze w tym wszystkim, że spadły mu okulary. I tak zwana czara się przelała. Jak mniemam, była to raczej wanna, albo nawet średniej wielkości basen. Taki do skoków.
W każdym razie opadły mi ręce. Poryczałam się z niemocy, z tego, że kolejne oprawki, że wszystko się akurat musiało skumulować, że mam dość, że wszystko jest do dupy, a ja już nie mam pomysłu co zrobić, żeby wyjść z tego ze spokojną głową.
Płakałam pół dnia. W drodze do domu, w domu, w autobusie do pracy, w pracy...
Wisiało mi, że ktoś patrzy, że oczy puchną, że łykam łzy, e tam.
Dalej nie wiem co zrobić. Nie mam pomysłu. Ale nic nie poradzę. Przynajmniej na razie.
W każdym razie, jak to bywa, plan uległ restrukturyzacji, telefonu używam jak muszę, bo nie naprawiłam go jednak. Nie stać mnie. W obecnej chwili. Tak jak to Leslie napisał - to tylko telefon, można bez niego żyć. Można. Kij z tym, że kontakt mam ograniczony. Trudno.
W sumie można bez niczego żyć.
Kogo to obchodzi.


 

wtorek, 7 kwietnia 2015

[344] Oczywiście

No już Wam wierzę. Niech będzie.
Trochę pochłania mnie to wszystko.
Ale trochę jest tak, że jestem na odwyku. Na chwilowym detoksie. W izolacji.
I wcale nie jestem zadowolona.
Bo.
Nie mogę do Was zadzwonić, gdyż ponieważ mój telefon nie umie latać. W pakiecie nie mieli opcji. W zetknięciu z kafelkami niestety zabił się, aczkolwiek nie na śmierć. Działał jeszcze przez dwa dni, po czym kiedy znalazłam szkło w zębach i w staniku, oraz na policzku, stwierdziłam, że nie, dość, muszę o niego zadbać.
Najpierw chciałam jak nasz czołowy Profesor z Brodą. Jakiś plasterek, pokój chorych sprzętów i wiecie, odczekać. Ale gdybym zakleiła to co się zepsuło to....chyba nie widziałabym co robię.
Ponieważ to moje nieszczęście wyglądało tak...




I stąd milczenie. I jeśli ktoś dzwonił, to sorki, kontakty zostały w serwisie razem z aparatem, przełożenie karty na święta do telefonu służbowego nic nie dało.
Także tego.
Wesołych Świąt!

PS: jutro odbieram go po reanimacji. Bójta się!

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

[343] No żyję

Bo jakżeby inaczej.
Trochę trzeba rozjeździć nowe tory, obmacać nowe możliwości, sprawdzić to i owo.
No i tak obmacuję, sprawdzam i jeżdżę.
I tak ciągle.
To idę spać.
Jutro do pracy.
Pa.

PS: ja tu jeszcze wrócę. Oczywiście jeśli ktoś za mną tęskni.