niedziela, 1 marca 2015

[339] Takie tam wojaże

Dzieje się trochu w życiu mym.
Jutro zaczynam pracę.
Przedwczoraj wróciłam z ferii. Pierwszych od lat. Kilka dni na Dolnym Pięknym Śląsku. Takie ferie połączone z ..pracą i opieką.
Ostatnio w ogóle zajmuję się gaszeniem pożarów.
Miałam jechać do stolicy, jak zwykle, kierowca i sprzedawca. Wiadomo, kilka groszy do kieszeni to dobra motywacja, no i ta przejażdżka samochodem. Ale...
Dowiedziałam się, kilka dni przed planowanym wyjazdem, na kiedy to ułożyłam cały misterny plan, co, jak, gdzie i o której, bo musiałam połączyć to z pracą, Młodym i feriami, że nie jedziemy. I żeby to bezpośrednio. Figa! Napisała do mnie kumpela, że na facebooku jest napisane, że nie jedziemy. Fajnie. Zadzwoniłam więc, bo jednak informacja, że z powodu nagłej choroby, nie jest zbyt wesoła. Ale nie dodzwoniłam się. To napisałam smsa. Cisza trwała dobę. W końcu dostąpiłam zaszczytu i zostałam poinformowana bardzo ogólnie, że nie jedziemy, bo chora. Trafiło mnie. Ale kij. Przeżyję, se pomyślałam. Miałam tylko żal, że dowiedziałam się o tym na końcu. Żal szybko minął, bo to nie mój problem. To nie ja zachowałam się nie w porządku do kogoś.
Potem kolejna wiadomość, dwa dni później, że zapalenie płuc i w ogóle do chrzanu. No to zaproponowałam pomoc, bo wiadomo, wyjazd wyjazdem, ale jednak nagromadziło się tam spraw.
I tak wylądowałam w niedzielę i poniedziałek na wypomóżkach. Zrobiłam ponad 50 zamówień. Z zaznaczeniem, że zrobię tyle ile dam radę, bo we wtorek wyjeżdżam. No i, jak to ja, zrobiłam wszystkie. Całe stado. Urobiłam się po pachy. I wcale nie żałuję. Nie czuję się poszkodowana, wykorzystana, czy coś. Sama chciałam, to sama zrobiłam. Ale musiałam najpierw se posprzątać, bo nie szło poruszać się pomiędzy wszystkim. Masakra. Jest gorzej, niż sądziłam, że będzie. I jedną naukę z tego wyciągnęłam: cieszę się, niezmiernie, ogromnie i do wypęku, że nie muszę tam pracować. Że to się skończyło wtedy, kiedy się skończyło. Że mam spokój. Owszem, lubię to. Proste, odmóżdżające pakowanie, składanie, mierzenie, ale cieszę się, że nie muszę. Naprawdę.
A we wtorek ruszyłam w podróż. Nie wiem dlaczego niektórzy, na wieść o tym, ile czasu jechałam, pukali się w czółka. Nie rozumiem. Dla mnie liczy się cel. Droga do niego to tylko droga. Jeśli nie mam innej możliwości, to co zmieni wzdychanie i jęczenie, że tak długo? To tylko 8 godzin. Wracałam dłużej, bo 11 godzin, ale to też trochę naciągane, bo jakieś dwie godziny przesiedziałam w KFC na dworcu we Wrocławiu. A godzinę stałam na peronie III dworca PKS i czekałam na swoją czerwoną strzałę.
Na Dolnym Pięknym za to zastałam pomór. Grypa wszystkich rozłożyła. Wpadłam więc na wycieranie nosów, gotowanie obiadków, i ogarnianie domostwa. I też nie narzekam, bo spędziłam wspaniały czas, pomogłam, bo chciałam, pogadałam sobie, poodkrywałam trochę siebie i odetchnęłam. Jeszcze tam wrócę.
I tak właśnie. A teraz wracam do swojego domu, życia, do kolejnych wyzwań, działań i podziwu, jaki ten świat jest złożony i prosty, piękny i nieskomplikowanie skomplikowany.
Czuję się wyśmienicie i tego samego wszystkim życzę.


Na dziś:
Linkin Park - Numb


     

2 komentarze:

  1. Jeżeli wycierasz nos osobie, która jest fajna, można to robić zawsze :) Powodzenia w pracy, tylko nie pokazuj im od początku, jaka jesteś zajebista, bo Cie będą wykorzystywać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bo Ty jesteś wyjątkowa kobietka.. :********

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.