wtorek, 13 stycznia 2015

[331] Trzaski

Czas mija, dzieją się różne sprawy, jest fajnie.
Ale dzisiejszy dzień przebił wszystko. A raczej ja przeskoczyłam samą siebie.
Od początku.
Umówiona w grudniu konsultacja neurologiczna Młodego. Na dzisiaj.
Przy wypisie usłyszałam, że mam już umówioną wizytę i mam tylko przyjść. Moje jestestwo zarejestrowało jedynie skierowanie na rehabilitację oraz zajęło się tym problemem, konsultację z dnia dzisiejszego zostawiając sobie na kiedyś.
I tak sobie dotrwałam w błogiej nieświadomości do dnia dzisiejszego.
Poszłam do przychodni, wcześniej już się zastanawiając nad brakiem skierowania. Ale ponieważ zarejestrowałam słowa "wizyta umówiona", stwierdziłam, że widocznie tak już jest i koniec.
doczekaliśmy terminu i stawiliśmy się na miejscu. A tu niespodzianka! No bo jakże inaczej: "skierowanie proszę". Nie mam. No nie mam. I cholerka, daleko mam, żeby to skierowanie sobie załatwić.
Od słowa do słowa, pani mnie zarejestrowała bez skierowania, ale nakazała mi je dostarczyć. Odezwała się druga pani z rejestracji (trzecia wyglądała jak Danny Devito skrzyżowany z Maliniakiem, tyle, że rudy i z cyckami,), która powiedziała, że mieszka dwie ulice dalej i że mogę jej przynieść do domu, bo po co mam jeździć. No to wszystko ok.
Wizyta u pani doktor, znanej nam ze szpitala, trochę żartów, miło i sympatycznie.
No to pojechałam po skierowanie. Wyjaśniłam mojemu doktorowi co i jak, wypisał i luz.
I tu się zaczyna...
Wychodzę z gabinetu z kartką w dłoni. Wyciągam książeczkę zdrowia, otwieram, a tam....SKIEROWANIE ZE SZPITALA.
Tak. Oplułam się ze śmiechu. Po prostu geniusz!
A grzebałam tam milion razy...
Ale to nie koniec, o nie. W końcu dzień się jeszcze nie skończył.
Jutro idziemy wszyscy do okulisty. Namiary dostałam od znajomej. O umówieniu już pisałam.
No i dzisiaj się zreflektowałam, że mniej więcej wiem gdzie to. Ale może tak dokładnie się dowiedzieć. No to najpierw napisałam smsa, ale koleżanka nie odpisała. No to moja ulubiona deska ratunku: mapy wujka googla z cudownym street view.
Znalazłam. Dla pewności sprawdziłam numer ze zdjęcia z numerem w komórce i....
W komórce, pod ogólnym 'Okulista' mam imię, nazwisko i...adres.
Mam trzaski, jak mówi Sis.
Tak.
Można się już śmiać.



5 komentarzy:

  1. najważniejsze, ze zawsze spadasz na cztery łapy ;))))))
    :************

    OdpowiedzUsuń
  2. Powoli wszystko się dokręci, dopnie i trzaski ustaną. Dziewczyno i tak Cię podziwiam. Wiem jak to być samą do załatwiania sryliona spraw naraz.
    Trzymaj się i nie dawaj:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, wiesz, ja myślę, że trzaski mam od zawsze. Zakręcenie takie, że to chyba genetyczne jest, albo co :) I nie jest mi z tym źle, po prostu uśmiałam się setnie z tego :)

      Usuń
  3. No i się uśmiałam :))) I mnie się zdarzało, że diabeł coś ogonem nakrył, a ja biegałam jak kot z pęcherzem, żeby załatwić, sprawdzić, dowiedzieć się...
    Trzaski... :))) Taaa... jest coś na rzeczy.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.