poniedziałek, 30 czerwca 2014

[290] Lubię poniedziałki

Tak tak. Nie pomyliłam się ani o jeden dzień.
Zresztą.
Ja lubię cały tydzień bez wyjątku. To z powodu nadmiaru optymizmu i ten nadmiar jest bardzo pożądany i witany z uśmiechem.
Dlaczego poniedziałki, ktoś zapyta. A no bo tydzień wziął się do galopu. Rano urzędy. Nuda. Potem wiadomo. A po południu dwa spotkania. Taka mi się ustrzeliła kumulacja.
Pierwsze spotkanie było, że tak powiem, zatwierdzone i ustalone, legalnie umówione na konkretny dzień i godzinę.
Spędziłam niesamowity, ale stanowczo za krótki czas z Gają z Plantacji Pozytywnych Myśli. Bardzo, ale to bardzo bardzo lubię spotykać takie zakręcone, pozytywne osoby. Szybko znalazłyśmy punkty wspólne, nie było niewygodnego milczenia i mam nadzieję na niejedno jeszcze spotkanie. A że było tak swojsko niech potwierdzi jeden szczegół. Z tego wszystkiego Gaja pomyliła drogę :))
Potem poszłam na kolejne spotkanie, które miało mieć miejsce jutro. Trochę pokrzyżowało mi to plany, bo zrobiło się mniej czasu na pogaduchy z Gaja, ale cóż. Drugie spotkanie było jakby zagraniczne, trochę czasowo niezależne ode mnie i nie mogłam go przełożyć. Za to bardzo treściwe, wyściskane, wycałowane i słodkie. Tylu tematów w ciągu 2 godzin nie udało mi się chyba z nikim poruszyć. Ale to, po latach, okazuje się być taka konstelacja, której nie oddałabym za nic. Śmiało mogę powiedzieć o przyjaźni sprzed lat. A dokładnie z podstawówki. I ta przyjaźń rozwija się, a nie zwija z powodu odległości.
A jutro dalszy ciąg szaleństw.
Spotkanie, które zwykle odbywa się w weekendy. Do tego mnóstwo pracy.
Jak ja to lubię!!!
I na jutro planuję Kariokowego śmietanowca. Ciekawa jestem efektu.


Na dziś:
Sabaton - Primo Victoria
A to dlatego, że lubię chłopców ze Szwecji. Oraz dlatego, że mój Młody chodzi i spiewa wszystkie ich piosenki.


sobota, 28 czerwca 2014

[289] Wakacje

Rozmowa z wychowawczynią odbyła się tuż przed apelem. Wyjaśnienia padły z dwóch stron. Może zbyt emocjonalnie podchodzę do uwag w dzienniczku, bo jest ich trochę, i są o pierdoły, moim zdaniem. Ale po moim jednym wpisie, pod głupią uwagą....dostałam na koniec od wychowawczyni dyplom za całokształt pracy na rzecz klasy... Trochę to dziwne, ale no cóż. Dodatkowo naświetliłam jej sprawę z nauczycielem, o którym pisałam. Niestety, potwierdziły się moje obawy. Z dyrektorką nie miałam możliwości porozmawiać, bo mimo, że przez dwa apele siedziała obok niej, nie było okazji. Ale porozmawiam, bo będzie spotkanie z dyrekcją w lipcu.
Co do innych decyzji, odłożyłam je w czasie, po głębszym przemyśleniu. Nie będę działać pochopnie. Rozsądek wziął górę nad chęciami. Możliwości też muszę brać pod uwagę. Tak więc na wszystko przyjdzie pora.
Odetchnęłam z ulgą po tym końcu roku. Wkopali mnie w dwa przemówionka, pierwsze wyszło lekko spięte, w drugim się rozkręciłam, pod koniec dnia wkręciłabym pewnie całą widownię do wspólnego klaskania. A tak naprawdę, ulżyło mi, że na trzecie zjawił się już sam przewodniczący, więc zdjął ze mnie ten obowiązek. Strasznie nie lubię oficjalnych przemówień, chociaż przez dwa lata podstawówki prowadziłam apele w szkole.
Teraz dwa miesiące laby. Czas wymienić dętki w moim rowerze, podokręcać różne części w rowerze Młodego (a propos, muszę pomyśleć o większym wehikule dla niego, bo ten się zrobił ciut przymały, nie ma ktoś do odsprzedania?...) i będzie można śmigać.
Wszystko będziemy ustalać na bieżąco. Taki wakacyjny spontan.

Na dziś:
Metallica - Unforgiven II






czwartek, 26 czerwca 2014

[288] Czas

Doszłam do punktu, w którym zbiegają się różne rzeczy. Muszę podjąć decyzje, które wpłyną na moje życie, ale nie za bardzo. W każdym razie jest to czas na ich podjęcie.
Będę musiała poinformować o nich kilka osób i tego obawiam się najbardziej. Reakcji.
Z drugiej strony wiem, że prędzej czy później, będę zmuszona i tak to zrobić. Teraz chcę, bo sprzyja temu czas i zebrane w jedno sprawy, które rozwiązać i poukładać muszę.
Zastanowię się jeszcze nad wszystkim.
A jutro koniec szkoły.
Dzisiaj dowiedziałam się, że jeden z nauczycieli (opiekował się dziećmi w świetlicy) nie zareagował, kiedy kilku chłopaków uwzięło się na mojego syna. kiedy miało to miejsce, Młody powiedział tylko o szturchaniu. Że pan grał sobie w piłkę i kiedy Młody próbował mu powiedzieć o tym co się dzieje to go odganiał.
Dzisiaj dopowiedział co próbowali zrobić wtedy tamci "koledzy".
Zagotowałam się.
Idę z tym jutro do dyrektorki.
Nie odpuszczę. Tym razem będę tym szurniętym rodzicem, który stanie murem za dzieckiem i będzie wymagał. I będę się kłócić z każdym, kto stanie mi na drodze. A jesli to nie pomoże, pójdę z tym do kuratorium.
Koniec.

Dzisiaj muzy nie ma. Dzisiaj jest wk..rw.

sobota, 21 czerwca 2014

[287] Tak to tak, nie to nie

Mówi się, że to kobiety nie wiedzą czego chcą, że stosują niedopowiedzenia w stylu 'bo tak'.
A co, jeśli spotka się faceta, który zaczyna temat, a potem wykręca się od odpowiedzi?
Zastanawiam się po cholerę jaką zaczyna.
Jestem z tych, co albo mówią, albo nie. Jeśli nie mam ochoty o czymś mówić, myśleć, szukać pomocy, to zwyczajnie nie otwieram buzi i nie gadam. Czasy 'domyśl się' zostawiłam za sobą dawno temu, kiedy zrozumiałam, że nikt w moje głowie nie siedzi. I że nie domyśli się, kiedy nie powiem jasno o co chodzi. Nie ma czytania z ruchu brwi, z błysku w oku (no może w niektórych sytuacjach), ze zmarszczonego czoła, westchnienia i innych oznak, że coś nas gnębi, albo czegoś chcemy. Oduczyłam się tego skutecznie, bo tak samo ja nie siedzę w czyjejś głowie. Nie chcę już więcej rozkminiać o co chodzi, nie chcę wyskakiwać przed szereg z próbą czytania w myślach, nie chcę tego, bo zwyczajnie mnie to męczy. Lubię jasne i klarowne sytuacje. Lubię wiedzieć, że tak to tak, a nie to nie. I taki sam jest przekaz z mojej strony.
I pewnie dlatego nie znajdę faceta, bo który - mimo całego tego problemu ze zrozumieniem kobiety - nie lubi tajemnic, niedopowiedzeń..

Ale tak naprawdę wierzę, że może jednak, kiedyś, ktoś w końcu nie powie mi: wiesz, jesteś fajna laska, ale wolę inną.


Na dziś:
Godsmack - One Rainy Day
Niezmiennie uwielbiam. Czekam na jakieś urodziny czy coś. Może sobie zrobię prezent :)




środa, 18 czerwca 2014

[286] Procenty

Dzisiaj doznałam wielokrotnego zaskoczenia. Całkiem przyjemnego. Wręcz bardzo pozytywnego.
I wszystko za sprawą Kudłatej.
Były kiedyśtam testy gimnazjalne. Patrzyłam jak się nie uczy. Zwyczajnie nie zaglądała do książek, no ok, przed fizyką i chemia coś tam zajrzała, ale to było raz, czy dwa. Stoicki mój spokój wynikał z tego, że zmusić jej nie mogłam, co miałam powiedzieć, to powiedziałam. Zresztą to jej testy, nie moje.
I zdała te testy.
Bardzo dobrze zdała. Za przykład podam ino polski i angielski, gdzie zdobyła najwyższą krajową z polskiego - 97% - nikt nie miał więcej, 98% z angielskiego, bo zrobiła jeden błąd.
No jak mam nie być dumna?
Jestem, i to jak!
Inna rzecz, której w życiu się nie spodziewałam, to taka, że w ciągu trzech lat uciułała niezłą sumkę z kieszonkowych. Bardzo niezłą. Domu za to nie kupimy, ale będzie to niezły zastrzyk finansowy. Dziecko dodatkowo postanowiło podzielić się ze mną po połowie.
Zaliczyłam totalny szczękoopad. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co powiedzieć.
A Młody nie przyniósł dzisiaj uwagi i też jestem dumna, bo ostatnio szkoła działa mi na nerwy, a szczególnie jego wychowawczyni, popularyzująca donosicielstwo. Jeszcze sobie z nią porozmawiam.
Ale żeby tak nieprzyjemnie nie kończyć to powiem Wam, że moja Sis dzisiaj ma urodziny. Ale toaścik wypijemy jak już stanie na rodzinnej ziemi.

Grattis på födelsedagen

zdjęcie z sieci.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

[285] Truskawkowy

Własnie kończę pasteryzowanie ostatnich słoików z dżemem truskawkowym.
Wyszło mi ich 27.
To duży postęp, patrząc z perspektywy na zeszły rok, kiedy to truskawki kupiłam raz i to chyba 2 kilogramy. Na więcej nie było mnie stać. A dzisiaj truskawki wychodzą nam bokiem. Wczoraj miałam w repertuarze jabłecznik z...truskawkami (tak tak, tamten mój jabłecznik, ale z truskawkami zamiast jabłek), ciasto drożdżowe z truskawkami (wypiek koleżanki), truskawki ze śmietaną, i nawet druga koleżanka przyniosła sałatę z serem pleśniowym z...truskawkami.
Na co mój kochany syn, obżerając się ciastem i truskawkami z bananem rzekł:
- Co za kompozycja smaków!
A dzisiaj chciałam zrobić pierogi. W ostatniej chwili opanowałam się i zrobiłam ruskie. I to był dobry ruch, bo przyszła Kudłata i mówi (ze strachem w oczach):
- co jest do jedzenia?
- pierogi
- tylko nie mów, że z truskawkami.....

Nie no, aż taką sadystką nie jestem.
Z truskawkami będą jutro.



piątek, 13 czerwca 2014

[284] Powrót

No więc wróciłam.
Na rynek wtórny.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy oznajmiłam mojej mamie, że jestem rozwódką i wracam na rynek wtórny, to zaczęła się śmiać i powiedziała: - wariatka.
W każdym razie.
Wyrok jest, ale do uprawomocnienia daleka droga.
Pewnie były małżonek odwoła się, a że się odwoła to przypuszczam, że wiem na pewno. Już samą nieobecnością na odczycie wyroku gra na zwłokę. Ale cóż. Cierpliwie poczekam.
Jak się czuję? Bo pewnie niektórzy chcieliby wiedzieć.
Czuję się... zwyczajnie.
Dzień był fajny, spotkałam się w dwiema osobami. Z obiema wyściskałam się i nagadałam. Chyba częściej będę robiła takie wypady. Przejechałam się poznańskim metrem. Pochodziłam po Ikea (o matko! jak ja to lubię!!), dostałam rozwodowy wazon (kiedyś taki mi stłukła Kudłata) i kupiłam sobie latarnię. Też z okazji.
No i wróciłam.

Na dziś:
Nelly Furtado - I'm like a bird
Podoba mi się klimat tej piosenki.



środa, 11 czerwca 2014

[283] A jutro...

To już jutro.
Długo oczekiwany dzień.
Jak wrócę to napiszę.
A dzisiaj okazało się, że czary się dzieją.. Jestem zdruzgotana.
Bo albo mam mega sklerozę, albo... o tej opcji wolę nie myśleć. Przynajmniej na razie.
Muszę się pozbierać i coś wymyślić.
Kasa to tylko kasa.

Na dziś:
Okash - Caged
Kawałek świetnej muzy. To oni natchnęli mnie do machania dynią :)


wtorek, 10 czerwca 2014

[282] Piekło

Wróciłam. Ale wcale się nie cieszcie, albo właśnie cieszcie się bardzo, bo lada moment znów wybywam.
Jadę na zakończenie.
Życie przyśpiesza (musiałam przyzwyczaić się do tego ś, po rozmowie z dwojgiem polonistów).
Czasem całkiem nie rozumiem ludzi. I coraz częściej cieszę się z bycia w pewnych dziedzinach mego życia na uboczu. Przyglądam się z boku całemu cyrkowi i zastanawiam się, jak można być takim głupkiem i tak marnować potrzebną do życia energię. Nie rozumiem gierek, podchodów, przeinaczania i wzajemnego szczucia. Nie rozumiem słowa zemsta, bo ja raczej pomijam milczeniem zaistniałą sytuację, albo mówię jasno i wyraźnie, co mi leży na sercu. Tym razem to refleksje z życia wzięte. Z realnych relacji. Obserwuję je z boku i dziękuję sobie samej, że nie dobiegłam do czołówki, tylko wlokę się za peletonem, na szarym końcu. Dobrze mi z tym. Bo ostatni są pierwszymi.
A a propos przyśpieszania. Obiecywałam sobie nie wyznaczać terminów - punktów milowych. Nie da się. Żyję od terminu do terminu. A pomiędzy czas przemija niepostrzeżenie. Obiecuję sobie, że już, zaraz. Że to ostatni taki, a tu nagle wyskakuje oczekiwanie na.
Więc oczekuję.
Mam w domu dodatkową córkę. Nie jest łatwo. Przed nami rozmowa. Ustalenia. Muszę wykonać kilka telefonów. Popytać. I pomyśleć co dalej. Mam nadzieję, że minie nerwowość, że wyżali się ten żal, który ma w sobie, a który wycieka z każdego słowa.
Damy radę.
A teraz idę jeszcze poczytać.
Oderwać się od tego piekła, które niepostrzeżenie wdarło się w moje lubiące zimno jestestwo.
Ledwiezipię. Walczę z przeziębieniem, migrenowym napadem bólu i zatokami. Pogoda nie sprzyja w żadnym wypadku.
Dziś usłyszałam jedną mądrą i krzepiącą informację. Od koleżanki, która mogłaby być moją mamą. Że lada moment dni już będą coraz krótsze. Może nie ma to nic wspólnego z upałem, ale jednak.
Znów jest na co czekać.
Na jesień.
I zimę.



poniedziałek, 2 czerwca 2014

[281] Miłość matczyna

Każda matka ponoć kocha swoje dziecko. Prawda, czy fałsz?
Miałam nie pisać na ten temat. Ale przeczytałam u Malawiarta o przemocy domowej. O bierności kobiety, na którą on się wkurza.
Nie będę pisać o mechanizmach współuzależnienia, całej psychicznej więzi i wszystkich związanych z tym aspektów, także obyczajowych. Kto chce, poczyta fachowe pisma, sprawdzi co jest co, nie będzie pieprzył farmazonów o winie ofiary. (i nie mówię o Malawiarcie).
A co zrobić, kiedy bite jest dziecko? Wyzywane, niszczone psychicznie i fizycznie?
Czy wiecie jak działa mechanizm w tym przypadku?
Przecież to matka. Matka jest najważniejsza i jedyna.
Piszę o matce, bo mam na myśli konkretny przypadek. Taki, w który zostałam zamieszana. W który zaingerowałam. Poprzez Kudłatą.
Dziewczyna, już pełnoletnia, została pobita, nie pierwszy raz, przez matkę. Siniaki, rozcięta warga. Za moją namową poszła na policję, mając za obstawę moją córkę i znajomego. Chodziło o obronę, niebieską kartę, cokolwiek, jakiś ślad. Bo w domu została mała siostra. Policja olała sprawę, bo powinna była zadzwonić w trakcie (!!!) zdarzenia. Raczej ciężko zadzwonić, kiedy na klatce piersiowej siedzi dorosła osoba i poddusza. Nie skierowano jej na obdukcję, a dziewczyna ma szyny w kręgosłupie. Po takiej porażce nie chciała iść na obdukcję do szpitala. Kolejne telefony i udało się. Ale długa walka, żeby powiedziała KTO jej to zrobił.
Matka zgłosiła zaginięcie córki. Więc córka wzięła obdukcję i poszła na policję ponownie.
Dopiero teraz jest niebieska karta.
Co dalej? Zrobiła pierwszy krok. W stronę walki o siebie. Teraz trzeba ją wesprzeć.
Wobec tego moje pytanie brzmi: kto daje nam prawo poniewierać drugim człowiekiem?
Nie ma mowy o wartościowaniu, które jest gorsze, a które nie. Każda przemoc jest zła. Bez najmniejszego wyjątku.

Chciałabym umieć pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują. Wszystkim, których ścieżki krzyżują się z moimi. Ja już wiem więcej o życiu, ale jak nauczyć innych innego myślenia? Jak przekonać, że stereotypy trzeba łamać? Że nie wszystko jest warte uwagi, że niektórych rzeczy nie zmienimy, a inne jak najbardziej?
Jak to zrobić?
Może będę gadać, gadać, gadać..
Może ktoś usłyszy i będzie chciał zrozumieć...