niedziela, 6 lipca 2014

[291] Podróż

Mogę napisać post. Bo w końcu przestałam się pocić.
Nie nie, żadne środki przeciw potowi, ani nic. Zwyczajny prysznic, brak tego cholerstwa na niebie, co to daje czadu od kilku dni i lekka, zwiewna szmatka na mnie.
Skąd ta radość?
Wiecie, rozumiecie. Nie znoszę tej pory roku, której nazwy nie wymienię z czystej nienawiści do takich niespodzianek, jakie zgotowała nam - dosłownie!-od piątku.
A że nastąpiła kumulacja różnych takich, to i ja się zagotowałam. Dosłownie. Wiecie w jakiej temperaturze zaczyna wrzeć woda w komórkach? Ja nie wiem, ale na pewno osiągnęłam tę granicę.
W piątek wyjechałam. W samochodzie popsuła się klima, ale nie będzie naprawiana, bo po co. Może kupi się nowy samochód. Ok, mi to wisi, ja tam tylko prowadzę.
Ale po pół godziny jazdy wymiękłam i dzięki temu dwa dni przeżyłam na prochach od bólu głowy.
Samochód to pikuś, się okazało. Zawsze można stanąć, wejść do takiej biedry, pokręcić się przy mrożonkach i wyjść. I tak od miasta do miasta, aż na południowy zachód. Ale kiedy dotarłyśmy na miejsce okazało się, że sala, w której egzystować nam przyszło przez dwa dni (całe szczęście tylko po kilka godzin) jest równie paskudna jak zjawiska pogodowe na zewnątrz, a nawet bardziej, bo po wyjściu na chwilę w celu przewietrzenia/wysikania/spłukania potu z twarzy, powrót na salę okazywał się ... trudny. Tak samo jak przejście przez mój niegdysiejszy przedpokój, kiedy to odwiedzało mnie kilku kolegów, a zdjęcie przez nich butów oznaczało w tym przypadku....niesamowite wrażenia zmysłu powonienia. Że tak delikatnie to ujmę.
A propos, na ten temat zmówiłam się z moją kumpelą, u której spałam, a z którą łączy mnie wspólny prawie facet. Obgadałyśmy go właśnie pod kątem tychże śmierdzących, nazwijmy to po imieniu, skarpetek i obuwia. Pół drogi śmiałyśmy się z tamtych czasów. A właśnie. Nie wiem czemu chłopaki nie zwracali uwagi na taki drobny szczegół, jak zmienianie skarpetek. Na czyste. Po wcześniejszym umyciu nóg.
Ale do brzegu.
Taki właśnie cap, z kilkudziesięciu ciał, bo ludzi przewijało się tam sporo, witał w progu. Więc zaczerpnij powietrza i się zanurz, albo nie wchodź. Niejako służbowo musiałam wejść, więc wyjścia nie było. (Znaczy wyjście było jednocześnie wejściem, z technicznego punktu widzenia, ale to chyba nie o to mi chodzi w tej chwili). Ale co jakiś czas, różne dobre dusze mówiły: idź stąd, wyjdź, bo wyglądasz jakbyś miała zemdleć.
W każdym razie spędziłam, summa summarum, bardzo fajny, twórczy, poznawczy, świetny weekend.
No i trzeba było dzisiaj wrócić. Ten sam samochód, bez klimy. Ta sama droga. Masakra. Duchota, otwarte okno nie pomagało. Dwa razy ratowałam się postojami, jeden z kimaniem w lesie i pożeraniem jagód z krzaczków. Drugim, w celu pokręcenia się przy rzeczonych mrożonkach.
Ugotowałam się wielokrotnie. Prawie czułam, że mi gwiżdże czacha, zupełnie jak czajnik.
Wieści z trasy: punki już idą do Jarocina. Jednego takiego, bardzo zmęczonego i zmaltretowanego widziałam pod Jarocinem. Piękny widok. Myślę, że jak się spręży, to dojdzie na czas.

Plany wakacyjne na razie idą w odstawkę. Czekam na info CZY zostałam zakwalifikowana na kurs ( tak tak, jeszcze nie wiem!). Mają czas do 15.07, żeby mnie poinformować. Żeby było śmiesznie, kurs zaczyna się 16.07. Pierwsza tura. Szlag mnie trafia. Ale trudno. Widocznie ułożenie sobie planów wakacyjnych, sobie względem małego dziecka, nie przysługuje osobie bezrobotnej.
Ale i tak pojadę na wakacje. Nie ma bata.

Na dziś:
KSU - Za mgłą
Raz, że lubię. KSU to moja młodość.
Dwa, że Kudłata wróciła dzisiaj z koncertu z okrzykiem: Siczka na mnie patrzył!!!!
Trzy. Chcę tam pojechać. Połazić. I zostawić za sobą to co niepotrzebne...



3 komentarze:

  1. w moim samochodzie klima jest, nawet dobra, tylko, że jak włączam klimę, to silnik przestaje pracować... to chyba jednak lepiej jechać bez klimy, niż stać z klimą, nie?.... :)))))))
    co to za kurs?... bo coś mnie chyba ominęło...
    buziaki z samego rana (nie napisze, że witam cieplutko, nie chcę Cię denerwować...) :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha,ha,ha! Dodatkowo podgrzałaś temperaturę muzą:) Pomysł ze schładzaniem się przy ladach z mrożonkami całkiem niezły:) Powodzenia na kursie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja takim samym uczuciem darzę zimę, więc teraz zaciskam zęby i delektuję się sauną, bo nie cierpieć dwóch pór roku to już przesada :-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.