Dygresja. Będąc dzieciakiem w wieku około 7-8 lat, siedząc u przyjaciółki, której mama do działań kuchennych nie rwała się zupełnie, obiady były czasem, tak samo inne posiłki, a która zrobiła nam wtedy jajecznicę, palnęłam tej mamie komplement. Który do dzisiejszego dnia mi wspomina jak się widzimy. Otóż powiedziałam, że jest mistrzem patelni, gdyż jajecznica, którą nam dała do jedzenia jest najlepsza na świecie.
Dygresja druga. Któregoś dnia, Młody lat 3-4, jedząc nie pomnę co, strzelił: brawa dla kucharki! Opadła mi szczęka i ryknęłam śmiechem, popłakałam się z radości i wzruszenia. Do dzisiaj potrafi mi coś takiego powiedzieć, albo wręcz przeciwnie, na przykład zganić, że czegoś tam nie robię, a on przecież lubi.
Koniec dygresji.
Więc naleśniki mamy z głowy.
Wracamy do zagadki.
Nie pijam kawy. Owszem, jakieś latte, macchiato i inne wynalazki, będąc dzieśtam, tak. Nie potrzebuję kawy do życia, podnoszenia ciśnienia, funkcjonowania. Czasem jak mam rozpuszczalską, bo na przykład moja Sis zakupi i zostawi, albo mnie najdzie, to jest. Ale z reguły urzęduje u mnie inka. Stara, w sensie marki, dobra kawa inka, którą sobie pijamy z Kudłatą. Proporcje mleka i kawy na zdjęciach w poprzednim poście.
Mój dzień wygląda tak, że wstaję pierwsza, gotuje wodę, robię herbatę, bądź właśnie inkę. Ostatnio rzadziej, gdyż z racji ochłodzenia, Kudłata do szkoły bierze herbatę w termosie, więc robimy herbatę. Dodatkowo, ponieważ kupiłam dzbanek szklany i mam podgrzewacz, zaczęliśmy używać tych utensyliów, żeby mieć radość z herbaty, oraz niewyczerpane (przez kilka kubków) źródełko ciepłego napoju.
W każdym razie wstałam któregoś dnia, zrobiłam sobie inkę, wlałam mleko i...zaniemówiłam.
Najpierw otrzeźwiałam i zaczęłam analizować co takiego zrobiłam i jak, że tak się udało. Potem pomyślałam, że jak uda mi się numer powtórzyć i, wierzcie, byłam gotowa to zrobić, tak samo nalać tego mleka do inki, to zgłoszę się gdzieś na baristkę i będę sensacją miasta. Jednak po zrobieniu fotek i wyrzuceniu dzieci z domu zamieszałam w kubku. Od razu wpadłam na to, dlaczego tak wyszło. Wcale nie dlatego, że lałam po ściance (to raczej domena panów).
Zwyczajnie, pierwszy raz zdarzyło się, że mleko nam skisło. Skisło i zrobił się z niego niemieszalny glut, który zaległ na dnie. A wszystko przez podgrzewacz, herbatę i dzbanek.
Uważajcie co kupujecie! Czasem zwykły dzbanek może przewrócić ranek do góry nogami.
:)
Na dziś:
Three Days Grace - Life Starts Now