Nie jestem z tych, co się poddają i załamują, ale każdego czasem przygniecie do ziemi coś niespodziewanego. Bo to było niespodziewane.
Przechodzę nad tym do porządku dziennego, trochę to potrwa i w końcu przejdę, ale na razie muszę się polansować pod kocem, w swetrze, dresach, z kubkiem inki, nad książką, ze smutną miną, płaczem nad bohaterami, rozmyślając jak podejść do swego życia dalej i co zrobić, żeby wszystko wyszło na prostą.
Tak więc jeszcze jestem zagrzebana w rozpaczy, ale wczoraj na obiad zrobiłam najlepszą pizzę na świecie, więc chyba idzie ku dobremu.
Właściwie z tego leża poderwała mnie moja mama. Telefonem. Skargą. Na właściciela ajencji pewnego banku, z którym mi się współpracuje bardzo dobrze, natomiast ajent jak ajent, kultury w bankowości nie ma, melonik mu się nie należy i zamierzam wyładować swą złość na owym panu, donosząc na niego w banku, że jest cham, oraz żądając satysfakcji. Już zresztą poczyniłam pewne kroki, a dokończę lada moment. Koniec z milczeniem na temat chamstwa. Zapłaci za to.
Natomiast chciałam oczywiście napisać o czym innym zupełnie. Wstąpiłam do Frytki, poczytać o niedostępności, bo się przeraziłam, że kobieta mi ucieknie, nie będzie jej, zniknie, a ja tu pogrążona w użalaniu się nad sobą nie zauważę, nie zarejestruję i co??
I sobie czytam beztrosko. I oczy mi się otwierają. Bo doświadczyłam tego samego. Znaczy prawie, bo oczekiwać na smsy od ukochanego to niestety nie mogę w związku z nieposiadaniem. Ale nadenerwowałam się brakiem zasięgu nie raz i nie dwa. A to takie proste! Kartę wymienić trzeba! I powiem szczerze, że jest mi wstyd, bo technicznie obcykana jestem, znam się i wogle, a tu nie poradziłam sobie.
Trochę wiem dlaczego. Bo tegoż smartfona, który w mym posiadaniu jest, dostałam od cioci, która zlitowawszy się nade mną wzięła go za złotych 1, sobie zostawiając ulubione wielkie klawisze emeryckie. Bo mnie się mój telefon zalał kiedyś herbatką i co jakiś czas głuchnie obustronnie, czyli w opcjach: nie działa głośnik, nie działa mikrofon, nie działają oba. Doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. A moja ulubiona, dotychczas i pomimo, firma odmówiła wsparcia, za naprawę zażądała kwotę tak wysoką, że stwierdziłam, że se kwiatki w nim posadzę, a nie naprawię i wtedy własnie ciocia poratowała.
Ale ja, nie mająca tej konkretnej marki nigdy wcześniej, nie wiedziałam, że android i całe to ustrojstwo lubi sobie się uaktualniać, synchronizować i nie wiem co jeszcze. Nie wspomnę o tej utracie zasięgu gdzieś 400 m od wieży. I w centrum miasta też. Wywaliłam wszystko co mogło się aktualizować, pobierać, ściągać i łączyć. Na razie jest ok.
Ale z telefonami miałam różne ciekawe przypadki. Znaczy jeden, za to seryjny. Otóż z wielką namiętnością, co pół roku, gubiłam telefon z Kudłatą na zmianę. Raz ona, raz ja. Gdyby nokia chciała testera, to chyba sprawdziłam najwięcej modeli, bez klapek, rozsuwane, z klapkami i inne.
Najciekawszy przypadek miałam we Włoszech.
Jadę sobie z Kudłatą wyciągiem, oglądamy świat pod nami:
- o! ktoś zgubił rękawiczki
- haha! czyjeś kijki!!!
- Zobacz! narta!
- hehe ktoś jeździ zasmarkany, chusteczki tam leżą
Dojeżdżam na górę, sięgam do kieszeni, przekopuję się, przez swoje chusteczki i nic. Kieszeń była otwarta, bo przecież tylko chusteczki wyciągałam.....
Przez kolejny tydzień jeździłam i mówiłam: o, tam gdzieś leży mój telefon....
Postanowiłam więcej nie śmiać się z innych.
Innym razem zgubiłam telefon wyrzucając śmieci. Kiedy wróciłam na miejsce już go nie było.
Więcej nie pamiętam, ale nie ma się czym chwalić.
A teraz lada moment będę przedłużać umowę, nie zrezygnuję jednak z moich 15 lat w jednej firmie i zastanawiam się: wierność marce, czy też zdrada....
Na dziś:
Republika - Telefony