Wiadomo jak jest. Inwencja twórcza może przyjść znienacka. Nienacek jaki jest, każdy wie. Raz jest taki, co spokoju nie daje i pcha się drzwiami i oknami, uszami, oczami, nosem i żąda wykorzystania. A nie, to inwencja żąda. Nienacek tylko determinuje kiedy.
W każdym razie raz inwencja jest, raz nie ma. Co prawda na brak zajęć to narzekać nie mogę, kończę kilka projektów, inne gdzieś tam się wymyślają.
Czasem jednak gdzieś tam chce się czegoś innego. Czasem nawet nie wie się, że się chce, dopóki ktoś nie wspomni o tym.
I tak sobie siedziałam i pisałam z Frycią naszą kochaną. I padło słowo klucz.
Wyszło na to, że mamy wspólną pasję. I podobne zwyczaje w tej kwestii. I troszkę nawet historię. Wymyśliłam, że zrobimy to razem. Zsynchronizujemy zegarki i tak dalej... Znaczy zakupimy to samo i będziemy działać.
Dzisiaj nastąpił moment realizacji pomysłu. Pobiegłam do sklepu w poszukiwaniu niezbędnych rzeczy. Kilka smsów i zaczęło się. Na początku powstrzymywałam się bardzo. Bo może trzeba było czas start, żeby było kto pierwszy. Ale w sumie każda z nas inaczej funkcjonuje. To, że ja rzucę wszystko i zrobię to migiem (oczywiście pod warunkiem, że czegoś starsza dziatwa nie chce ode mnie, bo młodszej nie ma, albo nie zaburczy w brzuchu, albo nie znajdą się jakieś inne rzeczy - przeszkadzajki) nie znaczy, że ona też. W każdym razie ruszyłam z kopyta. Poczułam zew, wyzwanie, rywalizację. Znów odezwało się to uczucie.
I tak stało się. Po długiej przerwie zaczęłam rozwiązywać krzyżówki....
Nie wiem, gdzie już jest Frytka, ale tylko skończę pisać, lecę rozwiązywać następne.
Znów łapię się na tym, że odgaduję hasło w połowie czytania określenia. Kiedyś, na jednych wakacjach, była nas grupa. Ja byłam najmłodsza. Zabrali się wszyscy do wspólnego rozwiązywania krzyżówek. Chłopak, który czytał określenia nie nadążał kończyć, bo ja już podawałam odpowiedzi. Nie chcielibyście widzieć jak ekipa na mnie patrzyła. Na to odezwał się mój przyszły mąż: zapomniałem wam powiedzieć, że ona jest w tym bardzo dobra. I tak się skończyło rozwiązywanie. Jeszcze później testowali moją wiedzę, ale więcej w mojej obecności nikt nie łapał za krzyżówki.
Innym razem, jechałam z pracy tramwajem. Stałam nad jakimś gościem. rozwiązywał moje ulubione krzyżówki. Kusiło mnie przez pół drogi, żeby mu podpowiedzieć, ale opamiętałam się.
Tak więc zostawiam Was samych, ja chwilowo oddam się trenowaniu mózgu i grzebaniu w pamięci.
Na dziś:
The Cult - Rain
łał... krzyżówki:):):) Też namiętnie rozwiązywałam do momentu, kiedy spostrzegałam, że hasła powtarzają się. Bardzo lubiłam krzyżówki w "Przekroju". Zatem wytrwałości życzę:P)
OdpowiedzUsuńPrzekrój to było coś. Arystokracja wśród krzyżówek. uwielbiałam je.
UsuńTeż przerwałam rozwiązywanie, kiedy zaczęły nudzić mnie powtarzające się hasła. Ale co jakiś czas wracam. Bardzo lubię. Szczególnie z przymrużeniem oka i jolki. :)
no więc... ja robię wybiórczo, nie po kolei i jeszcze mi trochę zostało, nie ma strachu :) na dziś skończyłam, zostawiam sobie na jutro :)
OdpowiedzUsuńTo ja przez nockę nadgonię :>
UsuńŻartowałam :D
mądra kobitka....wiedziałam przecież :) :****
OdpowiedzUsuń:)))
Usuń:******
może zróbcie konkurs, która więcej NIE rozwiąże ;P
OdpowiedzUsuńZe mną to nie przejdzie. Zawsze przegram :D
UsuńKiedyś wracając pociągiem z Mazur, rozwiązywaliśmy z Tedem krzyżówkę. Nie było miejsc, więc jechaliśmy na korytarzu, między nami stali jacyś obcy ludzie, a my siedzieliśmy na rozkładanych siedzeniach. Nie wiem, co takiego zabawnego robiliśmy, ale cały korytarz bawił się z nami, a po chwili włączył się do gry. Do dzisiaj rozwiązujemy krzyżówki w sposób absolutnie absurdalny ;o)
OdpowiedzUsuńKurczę, chciałabym zobaczyć jak :)))
UsuńNormalnie:
UsuńJa: Alain, przystojny aktor francuski.
On: Belmondo.
Ja: Skoncentruj się, Belmondo miał na imię Jean-Paul.
On: A co za różnica i tak wolę Catherine Deneuve
Resztę sobie wyobraź ;o)
Ahahaha! Bosko!!! Lubię tak :)))
UsuńNie lubię krzyżówek - zawsze są za łatwe albo za trudne. Nie dogodzi mi :)))
OdpowiedzUsuńCzasem bywa i tak. Dla mnie im za trudniej, tym większe wyzwanie :)
UsuńMiałam na tym punkcie hopla z przerzutką w latach studenckich, znajoma zarabiała nawet na tym drobne stówki, ja pechowa od urodzenia nie zarabiałam, za to łapałam szczęście w miłości - haha:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdeczni i miłego rozwiązywania
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Ja wygrałam jeden raz - 40 zł. Lata świetlne temu. I kiedyś jakiś słownik. Ale rozwiązuję dla czystej przyjemności. :)))
Usuńteż rozwiązywałam namiętnie. Ale kupowałam same jolki. A z nich wybierałam te, w którym najpierw musiałam odgadnąć miejsca czarnych pól :))
OdpowiedzUsuńJa kupowałam różne. Był nawet czas, że kupowałam wszystkie jakie Spółdzielnia Rozrywka wydawała. Nie tykam natomiast panoramicznych. :)))
UsuńOj, to prawda. To są rzeczy pasjonujące, a "Rewia rozrywki" jest najlepsza. Te wszystkie modne dzisiaj gówna panoramiczne są dla łosi. Ewentualnie dla dzieci.
OdpowiedzUsuńalbo dla dzieci łosi :))))
UsuńA łosie to takie fajne stworzenia...
UsuńŁosie w sensie łosie, to faktycznie. Ale takie łosie z łosiedla, to już nie... :)
Usuńmuszę się wpisać do klubu :)) na każdych wakacjach zakupuję 1000 krzyżówek i rozwiązuję póki wena trwa. nie daj Bóg żebym nie odgadła kilku haseł i idzie w kąt, na jakiś czas :)))
OdpowiedzUsuńA ja z kolei pamiętam i jak w końcu wpadnę na rozwiązanie to wpisuję, nawet po kilku miesiącach :)
UsuńA zatem owocnego rozwiązywania!
OdpowiedzUsuń