Niektórym z nas wstyd jest wyjechać za granicę. Obraz Polaka, pijaka, chama i ignoranta, szeroko na świecie rozpowszechniony jest. Nie wspomnę o Polaku - złodzieju, czy to samochodów, czy ręczników z hotelu. W związku z tym własnie obrazem, za każdym razem, kiedy jadę za granicę, mam nadzieje, że zostawię po sobie dobre wrażenie. A przynajmniej nie dołożę niczego do zbioru niechlubnych opinii.
Pamiętam jak odwiedziła nas znienacka rodzina, z Francji, o której nikt nie pamiętał, że ją ma, wszyscy myśleli, że pomarli, a tu niespodzianka. Okazało się, że seniorzy rodziny w odłamie francuskim, zrobili sobie polskie wakacje i przyjechali z przyjaciółką, która coś tam rozumiała, umiała i na migi tłumaczyła. Gdyż oni ani w ząb po polsku, a my po francusku. W każdym razie po ochach i achach, znaleźli nas poprzez instytucję państwową, w której moja mama pracowała, a całe miasto ją znało, więc podano nasz adres.
Spacer po mieście, próby dogadania się, bo oni po angielsku tez nie bardzo, pominę. Istotą są dwa fakty. Wujek najchętniej spacerowałby wokół swojego audi. Bo on słyszał, że tu kradną. Nie było to miłe. Przed oczami jako żywo stanął mi jeden gówniarz, z którym się wychowywałam i byłam dla niego jak starsza siostra, ale niestety, wpadł w towarzystwo i jeździł jumać. Był dumny jak paw, kiedy przyjeżdżał po kolejnej akcji w Niemczech. A mnie szlag trafiał.
Drugie było "przyjęcie" sklecone naprędce przez mojego dziadka, wujka wujka, z iście polskim rozmachem. Wujek i ciocia, wiekowe państwo, no dobra, może nie wiekowe, po 50-ce, ograniczyło się do ogórków kiszonych, tłumacząc, że już jedli i że wujek prowadzi. Wcale mu się nie dziwię, sama nie tknęłabym dziadkowego bigosu i innych tłustych rzeczy, które serwował. Reszta rodziny obecna, gdyż zwołana w trybie pilnym, urżnęła się porządnie i impreza trwała nadal, mimo, że my ewakuowaliśmy się wymawiając się samochodem. Jaki obraz został w ich pamięci, nie wiem.
To były miejscowe występy naszych rodaków.
Natomiast nigdy nie zapomnę mojego pierwszego razu we Włoszech. Wstyd mi do dziś. I to wcale nie za siebie.
Mieliśmy w hotelu do obsługi gości Polkę. Miła, sympatyczna pani, wyjaśniła nam wiele rzeczy, pomogła się ogarnąć, w sensie tras zjazdowych i innych atrakcji. Ale oczywiście eks nie byłby sobą, gdyby nie pokazał pani kto jest mądrzejszy i ma prawo wymagać i żądać, oraz gdzie jest miejsce pani. Dodam tylko, że pani znielubiła nasz stolik, gdyż musicie wiedzieć, że poczucie humoru, bo to przecież na żarty było, eks miał bardzo specyficzne i gdyby nie wysiłki reszty znajomych, codziennie jedlibyśmy zimną jajecznicę i mielibyśmy naplute do wina.
Następnego dnia po incydencie w jadalni znaleźliśmy się na stoku w Marilevie. To jeszcze nie poezja, ten ośrodek, ale już niezły dwuwiersz. Może się podobać i mnie się podoba. W każdym razie po całym dniu śmigania siedzę sobie na dole, pod samym stokiem na ławce, piję jakiegoś grzańca, uśmiecham się do wszystkich, nie odzywam się, zjeżdża do mnie Kudłata, i nagle podskoczyłam z wrażenia. Tuż nad moim uchem, jakiś gość w kombinezonie pamiętającym Gierka, jak nie huknie: kurwa mać, co się przypierdalasz?? To byłą rozmowa ojca z synem. Przy czym syna słychać nie było, zaś ojciec grzmiał podobnie z pięć minut, myśląc, że nikt go nie rozumie, po czym ze śmiechem zakrzyknął do reszty towarzystwa: a co, niech się, kurwa, uczy!
Nie zdzierżyłam, powiem Wam, moje jestestwo nie wytrzymało i to był jeden z niewielu razy, kiedy szybko zareagowałam. Rzekłam ściszonym głosem, ale tak, żeby mnie słyszeli tylko oni: Zajebiście, że wszędzie można, kurwa, spotkać rodaków. Wstyd!
Towarzystwo zamilkło. Wyrazy ich twarzy były bezcenne.
Było mi wstyd. Tym bardziej, że ludzi było dużo, Polaków jak mrówków, w tym dzieciaków, bo czas ferii, a i Włosi trochę rozumieją.
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie wszystkich nas postrzegają jak te buraki, co tylko chleją i kradną. Przynajmniej ja mam taką nadzieję. Jeszcze.
Na dziś:
Kabanos - Buraki
Trochę na temat, ale Kudłata mówi, że ta piosenka kojarzy jej się z ojcem... ciekawe, mam podobne odczucie...
Niestety, jestem tylko małą myszką, która za granicą była jeno raz i krótko, ale pamiętam, że na tej wycieczce byliśmy grzeczni :))) A policja podjechała pod nasze auto, bo zatrzymaliśmy się przed 22 w wioseczce, w której już chyba wszyscy spali. Pomogli nam znaleźć nocleg (nie na komisariacie, tylko u sympatycznej babeczki). Mam nadzieję, że kiedy pojedziemy gdzieś następnym razem, nie będziemy mieli okazji spotkać takich indywiduów, jakie opisujesz :)))
OdpowiedzUsuńByłam kilka razy. I za każdym prawie znalazłabym takie kwiatki.
UsuńObyś nie spotkała takich :)
Nat, łańcuszek inspiracyjny...mnie zainspirowała Azalia :)
OdpowiedzUsuń:))) Chciałam o tym napisać kiedyś, ale zwykle z tematami jest tak, że wymyślam przed snem i...zapominam :) Dopiero później gdzieś coś mi przypomni:) W każdym razie dziękuję za inspirację :)
UsuńW tym temacie mogłabym dużo powiedzieć...Spotkałam się z wieloma rodakami za granicą,poznałam dużo ludzi,uczestniczyłam lub byłam świadkiem różnych sytuacji...Bywało,tak,że chciałam się pod ziemie zapaść ze wstydu,ale na szczęście więcej razy rosłam z dumy,że jestem Polką :) U tutejszych mamy bardzo dobrą opinie...jedyne złe,co zauważalne,to tendencja do alkoholu.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że taki obraz jak go przedstawiłam to stereotyp. Ale najbardziej razi własnie takie zachowanie. Kwestię alkoholu pomijam, nie usprawiedliwiam! ale na trzeźwo chamstwo wychodzi czasem.
UsuńNie zapomnę, jak szukałyśmy w Rimini sklepu spożywczego :)) Usłyszawszy soczyste "kurwa mać", udałyśmy się w tym kierunku. Dopytać o sklep to już była pesteczka :)))
OdpowiedzUsuńKurwa jako drogowskaz ;)
Usuń...drogowskaz do Polaków, którzy zamieszkali ta wcześniej i już znali okolicę :)
UsuńWiesz... Natthi..nie wszystkie ludzie wią..że KURWA to jest przekleństwo, którego znaczenie jest powszechnie znane. Nie mówiąc już o tym,że w kilku krajach znaczy to samo co u nas. Na przykład w Chorwacji, Słowacji,Czechach.
OdpowiedzUsuńZresztą, z przekleństwami już tak jest,że nie trzeba znać języka by wiedzieć, że ktoś rzuca mięsem. Nie potrzeba znajomości angielskiego by wiedzieć co znaczy "fuck you".
A a propos wstydu za krajan Natthi. Nie tylko my miewamy powody do wstydu za swoich za granicą. Spotykałam za granicą Niemców i Anglików, Rosjan którzy zachowywali się znacznie gorzej niż Polacy.Są ludzie i ludziopodobne stwory i to jakiej są nacji często nie mam znaczenia. Kwestia kultury:)
No i ..no wiesz "wiekowe Państwo" na pięćdziesięciolatków? Pogło Cię? Jeśli już to półwiekowe... no i jestem zniesmaczona w związku z powyższym:)
UsuńOj no. Przejęzyczenie. :) Wybacz mi!
UsuńOraz oczywiście, że to stereotyp i że wszędzie jest podobnie. Co nie oznacza, że mnie "nasza polskość" zagraniczna nie razi.
UsuńOraz chciałabym usłyszeć wiązankę po węgiersku,fińsku i niemiecku :)
UsuńJa też mam taką nadzieję,że Polaków portret własny poza granicami kraju nie jest aż tak fatalny...
OdpowiedzUsuńJak już Nika napisała, każda nacja ma swoje za uszami. Tyle, że to mnie nie pociesza.
UsuńNati! Z tym wiekiem to przegięłaś:))))
OdpowiedzUsuńAleście się uwzięły. Przecież Ty masz 28, to co się odzywasz ;)
Usuńaaa, no popatrz...zapomniałam;)))
Usuńwszystko przez ten śnieg;)
No, ja myślę :>
UsuńDawno temu, moja przyjaciółka opowiadała, a studiowała wtedy na Węgrzech, w Budapeszcie, jak milczała w autobusie za nic nie chcąc przyznać się, że jest Polką. Już wtedy się zaczynało...
OdpowiedzUsuńMyślę, że to zawsze było i nie tylko z nami..
UsuńNo, cóż... Spotkałam się z tym zjawiskiem i powiem Ci na pocieszenie, że to nie tylko Polacy tak mają...
OdpowiedzUsuń:*
To w sumie marne pocieszenie.. mnie nie cieszy, że inni mają tak samo, albo gorzej.
Usuń:*
Ech, wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. Do mojej kuzynki przyjechali na wesele Niemcy i swoje samochody łańcuchami połączyli, by nasi ich nie ruszyli. Mieszkałam z Niemcami w jednym domu około roku i stosunkowo długo musiałam im udowadniać, że nie jestem dzikuską, prostaczką, złodziejką itp. Trudne to było, ale dałam radę. Niestety, nie mamy dobrej opinii, ale musimy starać się ją zmieniać, nawet jeśli w tym czasie inni nam ją psują.
OdpowiedzUsuńJeszcze kilka lat temu dość intensywnie szlajałam się po Europie. I bywało, że będąc poza Italią, nie przyznawałam się do kraju swego pochodzenia. A, że przez zasiedzenie, dla tubylców uchodzę za południowca (z racji akcentu stolicowego), za granicą po prostu za Włoszkę, więc nie musiałam trzymać buzi na kłódkę. Jednak spotkałam też mnóstwo świetnych rodaków, którzy wracali mi wiarę w ludzi.
OdpowiedzUsuńNa koniec przyznam szczerze, że pierwszego czego nauczyłam się na emigracji, to trzymać się z dala od rodaków, gdyż najlepiej na tym wychodzę. Smutne, ale prawdziwe. I z zazdrością patrzę na nacje, które tutaj mimo, a może przede wszystkim, że w obcym kraju, trzymają się razem, tworząc skonsolidowane małe społeczności i zawsze mogą na siebie liczyć.
a tak. Na emigracji trzeba trzymać się z daleka od Polaków. To wiem.
UsuńRoznie jest z Polakami za granica, mysle ze tutaj gdzie jestem, w Australii nie jest najgorzej, chociaz zupelnie na poczatku, kiedy mieszkalismy w dzielnicy Melbourne gdzie bylo duzo Polakow i zupelnie po sasiedzku byly ciagle nocne pijackie imprezy mam te okropne wspomnienia. Smieszne jest bo pamietam jak skomentowala to starsza Australijka mowiac o nich mlodzi szczesliwi swietnie sie bawia, a ja bylam wsciekla ze spac nie moglam.
OdpowiedzUsuńTerez mieszkam bez zadnego sasiedzctwa Polakow i dobrze jest.
Opinia tutaj o Polakach nie jest zla, moze czasami nawet za dobra. Teresa
I najgorszy smutek w tym wszystkim taki, że to właśnie "chamy i prostaki" wyruszają za granicę, by poszpanować, a porządni ludzie zostają w Polsce, by podziwiać rodzime piękno:P
OdpowiedzUsuńBaba, odpisuje tobie bo czuje sie dotknieta, wlasnie dokladnie pod moim komentarzem piszesz '.."chamy i prostaki" wyruszaja za granice..' rownie dobrze moglabym napisac, ze wyjechalam zeby wlasnie uciec od chamstwa i prostactwa. I nie szpanuje, ani w tym kraju, ani tutaj piszac, a dowod na to w poprzednim moim komentarzu, w ostatnim zdaniu piszac o opinii o Polakach napisalam '..moze czasami nawet za dobra' i nie dodalam ze to chodzilo o mnie bo kiedy tutaj studiowalam, bylam solidna studentka i wykladowcy nie raz stawiali mnie za wzor i jeszcze do tego bylam z Polski magister inzynier i oni to doceniali a ja bylam skromna i nie umialam przyjmowac komplementow, bo przeciez jestem z Polski. Teresa
UsuńOjej, mam nadzieje, że nie to miała na myśli. Ja opisałam takich wyjazdowców, nie tych co na stałe mieszkają na stałe. I to co napisałam to przypadki drastyczne,
UsuńTeresko, nie bierz do siebie tego komentarza. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Wielkie dzieki Natt, jestes mila, wysylam Ci bardzo cieple pozdrowienia, bo tutaj goraco, sama chlodze sie zagladajac na zdjecia polskiej zimy. Teresa
Usuńz racji tego, że uogólniać nie lubię, uważam, że wszędzie są Ludzie i ludzie. Niezależnie od kraju. Ja staram się być w porządku i w kraju i za granicą i mam nadzieję, ze takich jak ja jest wielu :))
OdpowiedzUsuńA czasem trafi się jakiś odmieniec....
Niestety,tych odmieńców łatwiej zauważyć i na ich podstawie wydac sąd o całej reszcie. Stąd taka nie inna opinia. Tak jak o Anglilach,którzy do Polskiprzyjeżdżają chlać i rozrabiać w krakowskich knajpach. To pczywiście uogólnienia.
UsuńJa bywałem za granicą ... m.in. z chórem. Chyba zrobiliśmy dobre wrażenie. Na jednej Włoszce to na pewno ;o))
OdpowiedzUsuńjak Cię widzą-słyszą tak Cie piszą.. więc ja o siebie się nie boję, ale.. masz rację w 100 a nawet 101%, żenua i tyle.. buźka
OdpowiedzUsuń