Dzisiaj odbyłam kolejną podróż do kolejnej instytucji. Przynajmniej tym razem dowiedziałam się konkretów, a facet, który ze mną rozmawiał, niczego nie ukrywał, mówił otwarcie, informował i zachęcał.
Na początku lutego ciąg dalszy.
Najgorsze z tego wszystkiego było to, że to zupełnie drugi koniec miasta. Zadoopie totalne, rejon przemysłowy, jakdojade poprowadziło mnie kijowo, bo mogłam wysiąść przystanek dalej. A tak narobiłam kilometrów w śniegu, po jakichś wertepach i na dodatek jakiś mądry inaczej wziął i ponumerował budynki parzyste w jedną stronę rosnąco, nieparzyste odwrotnie. Paranoja. Dlatego jakdojade kazało mi wysiąść wcześniej. Teraz na to wpadłam.
A pogoda nie rozpieszcza. Owszem, cudna jest, biało, zimno, ale bez przesady. Wróciłam i przez dwie godziny próbowałam się rozgrzać. Żałowałam, że nie mam na podorędziu grzańca.
Wychodząc dzisiaj rankiem, napisałam list do Młodego, bo jeszcze spał. Zostawiłam mu śniadanie i herbatę w kubku termo. Napisałam mu, żeby się przebrał, zjadł śniadanie, umył zęby, a potem będzie mógł siąść do komputera oraz, że ma być grzeczny.
Wracam, a tam przy zadaniach odhaczone ptaszkami, nawet przy bądź grzeczny. Tylko przy komputerze x. (komputer czasem odmawia posłuszeństwa, a to za sprawą swojego wieku, dysku nowej generacji i niewspółpracowania z tym wszystkim systemu operacyjnego. Mam na to sposób, ale moje dzieci nie znają systemu DOS,a ja nie zamierzam ich wtajemniczać).
Oczywiście jeszcze dobrze nie otworzyłam drzwi, a Młody zdaje relację: wypełniłem wszystkie prawie polecenia, tylko, niestety, nie mogłem pograć, za to pobawiłem się klockami, chociaż nie było tego na liście.
Tak mu się spodobał system zapisywania, że musiałam rozpisać co będziemy robić jutro.
W sumie to bardzo dobry sposób. Wypisać sobie cele na kartce i dążyć do ich realizacji. Zrobiłam to ostatnio na dużej. Jak coś się nazwie i umiejscowi w czasie to łatwiej się zorganizować.
Za to muszę sama się pochwalić i pogłaskać za ruszenie z kopyta, wykończenie zaległości i planowanie dalszych działań.
Robiłam ostatnio notesy na przepisy dla koleżanki i Kudłata, która jak widzi moje robione rzeczy, to jak sroka chce mieć też, zażyczyła sobie przepiśnik dla siebie, a ja już wpadłam na pomysł jakim napisem go opatrzę. I będę wredna. Nigdy nie mówiłam, że nie jestem.
Na dziś:
Avenged Sevenfold - So Far Away
Grzeczne dziecko i dzielna dziewczynka... :)
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńJeszcze troche a Twoje blogowe czytelniczki założą fun club Twego dziecia :-) Ja wczoraj cały dzień powtarzałam sobie w myślach Homer-Domer!Młody jest niesamowity!
OdpowiedzUsuńHihi:) Niech zakładają:) Jak zacznę zapisywać jego teksty to dopiero się będzie działo :>
UsuńTak! Dla innych to możesz robić różne rzeczy, a dla mnie nie jesteś w stanie nawet głupich kilku zdjęć wstawić, choć czekam i czekam! Buuuu... niktmnieniekochainielubibuuuuuuuuu...!
OdpowiedzUsuńSpoko wodza, będą zdjęcia, nie mam ładowarki do baterii do mojego aparatu (od razu mówię, że to nie zwyczajne paluszki)i dlatego muszę poczekać na jakąś gotówkę, żeby kupić nową. Chyba, że zadowolą Cię zdjęcia z telefonu...
UsuńOraz JA Cię kocham i lubię, nie marudź!
UsuńW sumie nie wiem, jak zobaczę, to się okaże, co mnie zadowoli ;)
Usuńwcale się Kudłatej nie dziwię, odkąd zobaczyłam jeden nortes :)))
OdpowiedzUsuńAle sama mogłaby. Ma tu cały warsztat, co prawda z MOIMI rzeczami, ale trudno. Jakoś bym się pogodziła. :)))))))
UsuńJakim napisem? ;)
OdpowiedzUsuńA to jak zrobię to pokażę :))))
UsuńJa chyba w domu taką tablicę na drzwiach wywieszę, kto, co ma robić, bo nienawidzę się powtarzać bardziej, niż czyjegoś zapominalstwa :)))
OdpowiedzUsuńOczywiście mnie też napis zaintrygował :) :*
Przyzwyczajaj się, młody podrośnie to będziesz chodzić za nim i powtarzać. Wiem coś o tym. :>
UsuńA opis jak zrobię, to pokażę:))))
Ha! Konkurs na administracyjne nadawanie numerów domów wygrali z całą pewnością urzędnicy w mojej gminie! Bezapelacyjnie! Ślepa ulica, zabudowana po obu stronach, zakończona wielkim sadem wiśniowym. Prawa strona po kolei numery parzyste. Lewa, po kolei numery nieparzyste. Prawa skończyła się na 14. Lewa na 23. Mijają lata i właściciel sadu sprzedał go pod działki budowlane. Powstało jeszcze 5 domów, które u szczytu drogi utworzyły piękne zakole. Trzeba było nadać numery. Wymyślanie przekroczyło czas dopuszczalny administracyjnie. I wymyślili: po prawej domu dostały numery: 16 i 18. Następny, idealnie na łuku 19. Konia z rzędem temu co przyświecało urzędnikowi, by dom następny, za łukiem i przechodzący na lewą stronę ponumerować malejąco nieparzyście i nadać 17. Konsekwentnie następny to 15. To jest mój. Stojąc vis a vis mojej posesji mam po prawej numer 17, a po lewej 23. Wyrazy współczucia dla listonoszy i kurierów.
OdpowiedzUsuńOni to pal licho, bo znają teren i wiedzą, natomiast tak jak ja, szukałam pierwszy raz, a że teren przemysłowy to od numeru do numeru z jakieś 300 m i oczywiście sugerując się budynkami parzystymi poszłam nie w tę stronę co trzeba. Szybko się zorientowałam, ale mimo wszystko...Najgorsze jest to, że myślące logicznie mapy google i program jak dojade, pokazały gdzie powinien być ów numer, natomiast on sobie spokojnie był z drugiej mańki, a ja cóż, jak ta mróweczka zapierniczałam do celu...Tak czy inaczej, jestem pod ogromnym wrażeniem urzędniczych innowacji i myśli technicznej. Po prostu czasem mam ochotę wpaść do jednego lub innego urzędu, tudzież zakładów komunikacji miejskiej i zrobić porządek, prostując im ścieżki myślowe....
UsuńPlanowanie docelowych spraw w kalendarzu to dla mnie rzecz na dziś już niezbędna. Tylko szkoda, że z ich realizacją nie zawsze bywa taka jakbym tego chciała:P Ale pracuję nad tym, intensywnie pracuję;)
OdpowiedzUsuńNie zawsze wszystko uda się zrealizować, ale na pewno więcej niż jak nic nie zapisujemy.
UsuńJa też pracuję:)