czwartek, 13 września 2012

[46] Druga twarz

Zaskoczyła mnie pani Kasia. W artykule na onecie jest fragment wywiadu z Vivy.
Zaskoczyła mnie o tyle, o ile nie roztrząsałam raczej jej prywatnych poczynań, ani życia rodzinnego, ani prywatnych spraw. Cenię ją jako aktorkę. Pewnie są setki lepszych, ale Kasia (że tak sobie pozwolę na ty) jest jedna. Podziwiałam ja za to, że idzie do przodu. Że nie stała się jedynie celebrytką, która tylko świeci biustem. Podziwiam zresztą dalej. Bo ile by psów na Niej nie powieszono, ona kroczy swoją drogą.
I teraz dowiaduję się, że było źle. Że boi się. Że stała nad krawędzią.
Wiem, że to było trudne życie. Ale wiem też, że sobie poradzi. My kobiety radzimy sobie, kiedy już dotkniemy dna. Każda z nas ma swoje. Dla każdej dno to inny poziom. Dla jednej to stanie w wodzie po kostki. Dla innej - zanurzenie po szyję. Inna już nie ma czym oddychać. Niektóre się topią. Zostają w mule na dnie i już się nie odbiją od niego. Niektóre żyją na wdechu, po to, żeby mieć powietrza na powrót. Wiele nie wchodzi do wody. Każda historia jest inna.
Moja? Już wypłynęłam. Siedzę na brzegu z nogami w wodzie i już się tylko przyglądam ciemnej otchłani. Jestem pełna podziwu dla siebie, że umiałam znaleźć światło przebijające przez taflę wody. Taflę, która była gładka dla innych.
Ona też miała swoje dno. I gładką, błyszczącą powierzchnię. Na dodatek pod obstrzałem fleszów.
Oby wyszła z tego cało.
*****


Zaczęła się szkoła. Nic odkrywczego. Ale zaczęło się rysowanie po śladach, kolorowanie i pierwsze literki.
Szlag mnie trafił dokumentny. Nie, że nie umie. Umie. Ale OLEWA. Ma w nosie wielkość literek, kolorowanie..
Posadziłam, dałam zeszyt i powiedziałam, że jak się nie nauczy, to będzie codziennie siedział i będę go dręczyć. Ciężko było, ale jest szansa.
Za to potem, w ramach odbicia piłeczki, Młody wziął kartkę, coś ponaklejał, napisał i mówi:
- widzisz mamo to r w kółeczku? To znaczy, że nie możesz kopiować mojego pisma. Bo jest tylko moje!

Na dziś:
Clan of Xymox - Consolation





39 komentarzy:

  1. A za każdym razem kiedy My kobiety się od tego dna odbijamy zastanawiamy się, co jeszcze przyjdzie nam w życiu znieść..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I znosimy, cokolwiek to jest. Bo jak już się raz człowiek odbije, to jest dobrze. Oby dno się nie zerwało, nigdy...

      Usuń
  2. Można Jej tylko współczuć... Swoją drogą jak to się dzieje, że facet po ślubie zmienia się w brutala?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę był taki i przed. Tylko my ignorujemy pierwsze i drugie oznaki. Po ślubie wydaje mu się, że może bardziej i bezkarnie. Mój się przekonał, że nie może. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ja też zwróciłam uwagę na wywiad z Figurą. Choć nie kupuję pism kobiecych od wielu lat, chyba jutro kupię ten numer Vivy. Nie specjalnie przykuwają moją uwagę takie teksty typu "z życia gwiazd" itp. Jak zobaczyłam nagłówek z Figurą byłam pewna, że to jej nowa rola. Przeżyłam wielkie zaskoczenie, bo kojarzyłam ją z osobą spełnioną zawodowo i prywatnie. Media malowały taki śliczny obrazek szczęśliwego małżeństwa, późnego macierzyństwa. A tu bum! Znów okazało się, że nie jest jak widzisz.
    A Twój Młody daje znać, że ma dość dzielenia się wszystkim ;-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę i ona ze strachu ten wizerunek kreowała. A oni potrafią udawać przed światem, że są cudowni. Mój też postrzegany jest jako świetny facet, dobry tatuś i kochający mąż. Tego co w środku gnije nie widać na zewnątrz. Jak pomyślę ile kobiet wstydzi się przyznać i żyje w takiej sytuacji to mi słabo.
      A Młody miał dość pisania w linijkach:) I chciał mi powiedzieć, że to jego oryginalne pismo :)On jest strasznie sprytny i inteligentny:)

      Usuń
  4. Dlatego im szybsza reakcja, tym spokojniejsze życie. Wiem, że rozwód ogólnie jest porażką (osobistą, rodziny), a jednak - paradoksalnie - uważam go za jedno z najlepszych osiągnięć mojego życia. Gdy patrzę na pozostałe moje koleżanki, które, nie wiadomo, po co, męczą siebie i dzieci całymi latami, to odczuwam radość i ulgę, że nie jestem taka durna i nie siedzę z gburem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takoż i ja :)
      Szczególnie nie rozumiem: bo dzieci, bo dla dzieci to zniosę. Gówno prawda! Dzieci, kiedy im się sprawę wyłuszczy i nie ukrywa faktów, dają sobie doskonale radę. Poza tym dzieci widzą więcej niż się rodzicom wydaje. A potem niosą traumę przez życie. Po ki grzyb? Lepiej uciąć i stworzyć spokojny dom. Co też czyni niżej podpisana :)

      Usuń
  5. Przeczytałam ten wywiad.Klasyka zachowania ofiary. Ukrywanie, przemilczanie i spadanie na dno. Jednak niektóre kobiety, w tym i pani Kasia resztkami sił próbują wyrwać się z takiej sytuacji.Przy wsparciu innych jest lżej. Niektórym kobietom nie jest to jednak dane.W ostateczności odbierają sobie życie albo swojemu oprawcy.Problem znany od setek lat a państwo od niedawna bąka o konieczności przygotowania procedur, kursów dla przesłuchujących maltretowane kobiety.Za późno i za mało.Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - klasyka zachowań ofiary, tylko pytanie, dlaczego w to brnęła, kiedy jeszcze nie doszło do "klasyki zachowań"? Czy trzeba zwlekać z pójściem po rozum do głowy dotąd, dopóki coś się nie stanie? Gdyby facet podniósł na mnie rękę, byłby to jego pierwszy i ostatni raz. Te ofiary są same sobie winne, że się nimi stały!

      Usuń
    2. Tak, same jesteśmy sobie winne. Tylko dopóki nie nadejdzie punkt przegięcia (to z matematyki;>) dopóty żadna z nas nie zacznie myśleć. Znam tyle kobiet, które w tym tkwią, ale kiedy im mówię że to się nie zmieni, że to źle, one twierdzą, że to one są złe, to ich wina, dla dobra dzieci zostają, albo patrzą na mnie jak na kosmitkę. Boją się iść do przodu, bo finanse, wspólne mieszkanie, samochód, praca. Przykre, ale materialność stawiają ponad spokój i szczęście.

      Usuń
    3. Frau Be. Nie masz racji, że same są sobie winne. Takim tekstem, przepraszam, ale wpisujesz się w powszechny, niesprawiedliwy schemat. Jak się dajesz bić tzn że jesteś współwinna? Znajdź chwilkę i przeczytaj felieton H. Lis. Tłumaczy mechanizm psychologiczny tych "samych sobie winnych" http://hannalis.natemat.pl/31171,nie-niech-nie-milcza-niech-wszyscy-sie-dowiedza-nie-chronmy-psychopatow-sadystow-dewiantow-cholerykow

      Usuń
    4. Dziękuję Ci za ten link. Tak właśnie jest. Tyle właśnie naszej winy w tym układzie.

      Usuń
    5. Tak, to właśnie znaczy. Pierwszy raz powinien być ostatnim. Wtedy nie dojdzie do współuzależnień, syndromów i cholera wie, czego jeszcze. Jeśli kobieta siedzi z takim nadal, to na własne życzenie, nieprawdaż?

      Usuń
    6. W pewnym sensie tak. Ale najpierw się kocha. A kiedy się kocha, wybacza się. Tak wiem, powiesz, że to chore. Ale tak jest. Dopiero kiedy potrafisz głośno nazwać rzeczy po imieniu jest moment, w którym odchodzisz. I nie zmieni tego nic. Kto pomocy nie zechce, nie rozumie swojej sytuacji do końca, boi się i nie widzi możliwości zmian w sobie, ten nigdy nie zrobi kroku naprzód. A ponieważ tkwi w tym lata (nie każdy jest na tyle silny, żeby przerwać po pierwszym razie) i jest sam sobie winien. Jasne. Wszystko jest jasne. Tyle że jeśli kochasz, jak ja kochałam, nie jesteś w stanie zrobić nic, bo każda cząstka krzyczy, że chce i potrzebuje. I na nic racjonalne rady, porady, przyjaciółki, terapie i inne. Tego nie zmienisz. I tak. Jeśli tak mówisz, niech będzie. SAMA JESTEM SOBIE WINNA. Ale też sama z tego wyszłam, bo NIKT mi nie pomógł.

      Usuń
    7. Właśnie o tym mówię: o odchodzeniu w porę. Natt, nawet gdy kochasz, da się odejść. Nie wierzysz? To wróć do mojego postu "Czas na requiem". Nigdy przedtem i nigdy potem nie kochałam nikogo do tego stopnia. To była miłość mojego życia, po której chciałam zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić. Odeszłam wtedy, gdy miało być najpiękniej, ale też wyszło szydło z worka. Nie czekałam, aż zacznie być źle. Odeszłam. Kosztowało mnie to ponadludzki wysiłek. Chciałam umrzeć. Ale odeszłam i wygrałam siebie.

      Usuń
    8. Nie wiem co to jest "w porę". Ja będę zawsze twierdziła, że mimo, iż tkwiłam w tym gównie tyle lat, odeszłam w porę. Zanim mój mózg zmienił się w sieczkę. A że trwało i działo się? Pozwoliłam na to. Więc tak, jestem sobie winna. Kochałam i nie umiałam tego przerwać wcześniej. Jedno wykluczało drugie. Czy wygrałam? Myślę, że tak. I nie jestem w stanie powiedzieć głośno, że ofiary przemocy fizycznej i psychicznej są sobie same winne. Bo wiem jak to jest.

      Usuń
    9. Pozwalają na to, więc są sobie winne. Sama to potwierdziłaś.

      Usuń
    10. Winne,czy też nie, nikt nie ma prawa tego wykorzystywać. I dlatego należy o tym mówić głośno i wyraźnie.

      Usuń
    11. Toteż mówię :)

      Usuń
  6. nie każda kobieta ma dość sił, żeby odejść... patrzymy z boku i mówimy: ja bym odeszła... taaak, nic bardziej mylnego... nie wiemy dopóki nas to nie spotka, nie jestem ofiarą przemocy domowej ale jestem ofiarą "działań" mojego męża (hazard, długi, kredyty)... może powinnam odejść, kiedy dowiadywałam się o kolejnym kredycie... ale nie odeszłam, teraz wspólnie z tego wychodzimy, nie jest idealnie ale... właśnie, zawsze jest jakieś ale... a Twój mały to faktycznie inteligentna bestia, poradzi sobie w życiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odchodziłam przez 21 lat. Zawsze było coś. Najpierw kochałam. Potem ślub. & lat temu pierwsza próba rozwodowa, która, gdybym nie uwierzyła i tak bardzo nie chciała powrotu skończyłaby się rozwodem. I teraz definitywny koniec. Ale musiałam sama. Nikt nie był w stanie kazać, zmusić, namówić. To we mnie musiała dojrzeć do końca decyzja. I cieszę się, że mam to za sobą. U mnie była przemoc fizyczna i psychiczna. Teraz dzieciaki są spokojne, ja jestem spokojna, a reszta mnie nie obchodzi.

      Usuń
    2. A Młody ma takie wejścia czasem i wiadomości, że kopara opada. szczególnie tym, co go nie znają :)
      Kudłata też miała.
      Po mamusi :D

      Tam wyżej miało być 7 zamiast & :)

      Usuń
    3. domyśliłam się z Twojego wpisu, że Ty miałaś gorszą sytuację i wiem, że dobrze zrobiłaś odchodząc... ile czasu i trudu Cię to kosztowało, wiesz sama... teraz jesteś szczęśliwsza i to się liczy...
      ps. a jak tam Kajman? Puszka? :)

      Usuń
    4. Puszka vel Kajman ma się świetnie. Piękna jest. Ale mnie się marzy cocker spaniel....;)

      Usuń
  7. Do tej pory nie wiedziałam o Kasi, dowiedziałam się z Twojego posta, po przeczytaniu artykułu. Większość z nas kiedyś z powodu nadmiernego zaufania, zbyt dużej pewności siebie, albo innego błędu zabrnęła w coś, co nawet w najgorszych snach jej się nie śniło.
    Dobrze, jeśli już jesteśmy dawno po. I możemy śmiać się i płakać, ale z o wiele bardziej błahych powodów! :)
    pozdrowienia

    p.s. mojej gitary Ci niestety nie oddam, bo czasem jeszcze gram i nigdy jej nie sprzedam :) (prezent od Mamy)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie zaufanie zostało wykorzystane. Tylko, jak tu nie ufać...Trzeba by się zamknąć na świat, a tego bym nie zniosła.
      I śmiać się i płakać, z zupełnie innych powodów:) Właśnie.
      A co do gitarry, to nie, prezentów nie odbieram :) Tylko taką zupełnie niepotrzebną, niesentymentalną..
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Racja,każdy zauważa swoje dno na innym poziomie,najgorzej jest gdy zaczynamy sobie na nim "radzić",czyli żyć na takim sztucznym oddechu.Ja się tego strasznie bałam.Nie mogłam zniesć myśli,ze mogę się kiedyś do nieszczęścia przyzwyczaić...
    Mało wiem o polskich Vipach,ale historia Figury mnie zdziwiła...zawsze sprawiała wrażenie kobiety spełnionej,ale że pozory moga mylić wiem doskonale.Nikt z mojego otoczenia nie uwierzyłby,że uroniłam choć jedną łze z powodu eks.Przecież ja jestem silna,dynamiczna,na nic sobie nie pozwalam,zawsze mam to co chce...a guzik prawda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż własnie! Tylko wiesz, im bardziej mnie gniotło tym wyżej głowę podnosiłam i śmiałam się mu w twarz. I nie straciłam nic ze swojego optymizmu, wręcz jeszcze więcej go mam. Jestem silna i wiem to. Nikt mi tego nie odbierze. I Tobie też życzę spokoju, optymizmu i uśmiechu :)

      Usuń
  9. Powiem Ci, że Pani Kasi gdzieś tam kibicuję, ponieważ wydawało mi się, że w końcu znalazła swoją przystań, ale widać jeszcze nie tym razem, Młody bystry jest i zaiksa na swoje dzieła ma ;o))) A muza piiiiękna jest ;o) Oraz witam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panią Kasię lubię i kibicuję takowoż. Zaiksa ma, od kiedy się dowiedział co to to r. :)
      Muza zaiste, piękna i w mym guście osobistym :)
      Oraz witam również w mych skromnych progach:)

      Usuń
  10. Frau Be. Ja także sobie nie wyobrażam, by facetowi udało się drugi raz. Nie ma bata. Ale nie każda kobieta tak ma. Są kobiety, które kochają i ufają równie mocno czyli nie mają odruchowego ograniczonego zaufania. Przy pierwszym laniu są w szoku. Potem następuje przerwa, czasem bardzo długa, przepraszanie i kajanie. Jeśli tego pierwszego czy drugiego nie widzą dzieci, a te za tatusia dałyby się pokrajać to nie wszystkie kobiety wezmą dupę w troki, powiedzą dzieciom, że tatuś jest gadem, nagle zabiorą im dom, ojca, spokojne dzieciństwo i wakacje nad morzem dając w zamian wynajmowany pokój, chleb ze smalcem i ciuszki po sąsiadach. Kobiety siedzą, milczą, boją się i kalkulują. I najczęściej nie mogą uwierzyć, że ten wyśniony ukochany rycerz taki jest. Na pewno mu to przejdzie.... i tak trwa miesiącami. Wystarczy, by uwierzyć, że sama sobie nie poradzę, nie jestem nic warta dlatego biorę w pysk, wzrok dzieci, które same nic złego nie doświadczają. Z czasem przedłużający się czas bez bicia staje się udręką. Czemu? Bo nieustanne "czekanie", napinanie uwagi, by nie podpaść staje się nie do wytrzymania. Niech już wreszcie mnie walnie i będę mieć znów jakiś czas spokoju. Paradoksalne? Niemożliwe, że tak można myśleć? Można, bo to książkowy typowy schemat współuzależnienia. Identyczny powstaje u żon alkoholików. Tych, którzy są do rany przyłóż, z domu nie wynoszą, mają "tylko" chorą duszę, więc codziennie muszą się zapić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodam jeszcze coś. To najczęściej oni nam wmawiają, że sobie nie poradzimy. I my im wierzymy. Ja wierzyłam. Niestety. Aż w końcu pękło, ale to ja sama musiałam do tego dojść.

      Usuń
    2. Zante, ja wcale nie zaprzeczam schematowi, syndromowi etc. Jednak nie usprawiedliwiam tych kobiet, bo zanim pojawi się "schemat", jest ten pierwszy raz. Wtedy jeszcze nie jest się "współuzależnioną" ani nie ma się "syndromu ofiary". Ale ma się mózg, do cholery! No i tych, które go nie używają, kompletnie mi nie żal. To właśnie te, które liczą na to, że się zmieni (nie zmieni się, chyba że na gorsze!) albo zamiatają sprawę pod dywan z powodów między innymi wyliczonych przez Ciebie, uważam za winne same sobie. Podobnie jest z alkoholikiem - uzależnienie nie pojawia się z pierwszym schlaniem w trupa! Jeśli świadomie i dobrowolnie brnie w kolejne - sam jest winien swojego uzależnienia. Nic nie pojawia się od razu, gdzieś jest początek. I za ten początek każdy jest odpowiedzialny we własnym zakresie.

      Usuń
    3. A ja zadam Tobie przewrotne pytanie. Czy ten o requiem, to od razu po pierwszym razie został wypędzony z Twego życia? "Z zimną krwią zamordowałeś miłość" - to się zdarzyło raz? Jeden jedyny i od razu, nie dając mu szansy? Od razu straciłaś nadzieję? To wszystko co opisałaś zdarzyło się w jednym momencie? Pierwszy i jedyny raz?

      Usuń
    4. Tak. Od razu. To było, jakby mi ktoś wbijał sztylet po sztylecie w klatkę piersiową. Jakby nagle stawał przede mną obcy człowiek. Mimo że nie chodziło o sprawy tak oczywiste jak alkohol, zdradę ani bicie. Ale doskonale wiem, że jeżeli dorosły człowiek mówi takie rzeczy i w niczym nie przypomina tego samego, wesołego i dobrotliwego, to nie żartuje. I że nadszedł czas "dyktowania warunków". A ja na te warunki przystać nie mogłam. Musiałam dokonać wyboru - i dokonałam go wbrew sobie, ale dla siebie. Trudno opisać, ile mnie to kosztowało i co chciałam ze sobą zrobić, ale przetrwałam i pozbierałam się. wiem, ile straciłam, ale także - ile ocaliłam.

      Usuń
    5. Gdyby mi się coś takiego znów zdarzyło też umiałabym zareagować o razu. W mojej historii musiałam zrozumieć co się dzieje.
      Podziwiam i gratuluję.

      Usuń
    6. Mam wprawę. Odchodziłam dwa razy.

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.