poniedziałek, 10 września 2012

[41] Pozytywny egoizm

Siedziałam sobie w nocy i nie chciało mi się iść spać. Słuchałam do 2 w nocy audycji Grażyny Dobroń Dobronocka, na trójce. Polecam podcasty.
I wczorajsza audycja dotyczyła pozytywnego egoizmu. Tego, co zaczęłam realizować kilka lat temu. Osiągnęłam cel - realizuję swoje pasje, mam czas dla siebie, jest mi dobrze ze sobą, bez uszczerbku dla otoczenia. Trochę przez to, że zaczęłam szukać miejsca dla siebie, rozpadł się mój związek. Dlaczego? Bo on nie potrafił zrozumieć czego mi potrzeba i przestraszył się, że traci nade mną kontrolę. Jednak nie o tym chciałam.
Pozytywny egoizm. Wejrzenie w siebie. Polubienie siebie. Życie w zgodzie ze sobą. Dzięki temu wyhamowujemy. Czas nie leci jak oszalały. Bo kiedy ustawimy sobie "harmonogram", ustalimy priorytety, mamy mniej zajęć. Bo rezygnujemy z tego co nam nie pasuje. Ile razy mamy tak, że coś MUSIMY zrobić, a ponieważ bardzo nas to gniecie, dlatego, że nie mamy na to ochoty, bądź czas nie ten, zwyczajnie to co musimy puchnie nam do rozmiarów ogromnych? Czasem to zwyczajne proste czynności, załatwienie czegoś. Nasze nastawienie jest takie, i jeśli się nie zmieni, nie będzie harmonii. I spokoju. Więc niektóre sprawy trzeba obedrzeć z emocji.  
Wejrzenie w siebie pomogło mi rozwiązać moje problemy. Odnalazłam siebie, bo wróciłam do siebie. Na nowo się poznałam. Zrozumiałam, że niektóre moje problemy wynikają z zapętlenia się na jakimś drobiazgu. Zamiast przejść dalej, kręciłam się w kółko. I doszłam do tego, o czym mówili goście w studio: kiedy powtarzasz sobie, że jest źle, to będzie źle. Kiedy czegoś nie będziesz lubić, i ciągle będziesz sobie to powtarzać, to nigdy tego nie polubisz, a nawet nie zaakceptujesz. Bo jeśli nie lubię prasować, ale muszę, to muszę to zaakceptować. Nie wmawiam sobie przy tym: jak ja tego nienawidzę. Robię, bo muszę. Przestaję myśleć negatywnie. Stąd bierze się mój optymizm. Czego nie mogę zmienić - akceptuję to.
Ale najpierw próbuję zmieniać. Najpierw obmyślam co mogę zrobić, żeby było dobrze. I wierzcie mi, większość rzeczy daje się zmienić. Ale zmieniać trzeba odważnie. Nie można się bać zmian.
Pewnie wiele osób powie, że nie wiadomo co zmiany przyniosą. Pewnie, że nie wiadomo. Ale jeśli przemyślimy sprawę i odważymy się zrobić krok do przodu, zawsze jest szansa na poprawę. Szczególnie jeśli tak będziemy myśleć. Jeśli coś nie wyjdzie, nie możemy zakręcić się na tej porażce. Zostawiamy ją i idziemy dalej. Robimy kolejny krok mając na względzie doświadczenia. Drugi krok jest znacznie łatwiejszy.    I pozwalamy dojść do głosu intuicji. Nie wszystko da się racjonalnie wytłumaczyć.
Trzeba ewoluować. Stanie w miejscu nie jest dobre. Nie jest też dobre odrzucenie swoich potrzeb na rzecz dzieci, domu, rodziny. Oczywiście nie mówię o skrajności, gdzie egoizm nie ma w sobie nic pozytywnego. Ale trzeba nauczyć innych, że mamy prawo mieć czas dla siebie. Że możemy robić coś bez nich.
Bo tak naprawdę, prawie każda kobieta, kiedy pojawi się dziecko, albo wcześniej, kiedy powstaje związek, często porzuca siebie. Zostawia siebie, swoje potrzeby, marzenia i pasje gdzieś z tyłu. Bo nauczono nas, że należy dbać o związek, bo dzieci są najważniejsze, bo mąż/partner, bo dom, bo praca, bo nie wypada. A dlaczego? W związku są dwie osoby. Każda powinna mieć swoje pasje i swój kawałek czasoprzestrzeni. W idealnym związku (idealnym w sensie dobrym) obie osoby powinny ze sobą współgrać. Akceptować się nawzajem. Rozumieć. I wspierać. Nikt nie każe kobiecie uwielbiać piłki nożnej, ani mężczyźnie zachwycać się jogą. Ale każde z nich powinno móc pasjonować się tym, co im w duszy gra.
Nie uczymy się tego. Poświęcamy się w imię idei, bo tak trzeba. Ale po co? Zupełnie niepotrzebnie. Bo kiedyś, gdzieś wychodzi wszystko i tak. W różny sposób wychodzi. Albo zaczynamy dążyć do tego pozytywnego egoizmu - kiedy rozumiemy siebie i umiemy to umieścić w naszym życiu, umyśle, realizujemy się, albo zaczynamy być sfrustrowani, bo nie dopuszczamy do siebie myśli, że możemy coś zmienić w swoim życiu i żyć w zgodzie ze sobą. Dlatego wkurzamy się, że dzieci, że dom, że wszystko na naszej głowie, wyglądamy nie tak, czujemy się nie tak, nie lubimy siebie i swojego życia jednym słowem. A wystarczy zmienić kilka rzeczy. Polubić siebie. Posłuchać siebie. I zacząć wprowadzać zmiany, żeby osiągnąć cel. Pół biedy  jeśli jesteśmy sami. Kiedy mamy "dorobek" - męża, partnera, dzieci, trzeba z nimi o tym porozmawiać. Żeby się nie bali zmian, wiedzieli dlaczego te zmiany są. i dlaczego są dla nas takie ważne.
Inaczej jest, kiedy druga strona nie chce zmian, nie chce słuchać, nie chce zrozumieć. O, wtedy jest ciężko. Ale ja znalazłam na to rozwiązanie. I dobrze mi z tym.
Z tym wszystkim wiąże się pozytywne myślenie, które u mnie funkcjonuje od paru lat.
Jeszcze nawiążę do audycji.
Zadzwoniła słuchaczka. Powiedziała coś w takim sensie:
jak człowiek ma myśleć pozytywnie i realizować siebie, kiedy na rodzinę jest 1000 zł, a ona myśli jak przeżyć. Nie ma miejsca na to. Bo myśli zajmuje sytuacja rodziny. Już nie wspomnę o żalu jaki wylała na Unię Europejską, strajkujących Portugalczyków, gdzie ich socjal jest większy niż nasze zarobki i mają czelność się burzyć.
Gość powiedział ważną rzecz. Abstrahując od sytuacji, która jest ciężka i nikt tego nie kwestionuje. Nawet w takiej sytuacji MOŻNA, a nawet TRZEBA myśleć też o sobie. Podał przykład dlaczego często stwarzamy sobie bariery, które hamują nasz rozwój. Bo kurczowo trzymamy się tego dotychczasowego trybu życia. Nie szukamy nowych dróg. Nie próbujemy zmieniać, bo lepsze jest wrogiem dobrego. Bo kiedy już nawet sobie postawimy cel, nie umiemy myśleć jak go osiągnąć. I tak np. wymyślimy sobie, że będziemy biegać dla podniesienia kondycji. To potrzebujemy butów. Ale buty są drogie, więc...rezygnujemy. I tak jest w każdej dziedzinie. Stawiamy sobie poprzeczki, ale nie umiemy się pomału wspinać do celu. A trzeba małymi kroczkami. Mogę biegać w tenisówkach za 19,99, a na porządne buty odłożę. Ale zacznę od teraz realizować cel.
I ja realizuję. Nie boję się zmian. Nie boję się porażek, bo są nieodłączne. Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi.

Na dziś:
Testament - Musical Death (A Dirge)
Zespół wydał nową płytę. Czekam z niecierpliwością, aż trafi i do mnie.

Dla mnie ten utwór to majstersztyk. Jak zresztą wiele ich ballad.











6 komentarzy:

  1. Myślą przewodnia mojego działania jest cytat: "Chcieć, to znaczy móc". Od siedzenia i biadolenia nikomu nic nie przybyło i nic się nie zrodziło, nawet do wielkiego G... potrzeba trochę wysiłku!
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie mi powodzenia:) Ja już na swoje pracuję :) To wszystkim malkontentom i mówiącym, że się nie da trzeba powodzenia życzyć :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Pomijając fuckt, że nie mam pojęcia, co to są "podcasty", to wybij sobie z głowy. W nocy to się śpi, a nie dupę na lewo zawraca radiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieeee, dupę to się sadza, albo kładzie. Radiem to głowę się zawraca. A podcasty to takie pliki, dzięki którym można posłuchać audycji wiele razy, mieć ją u siebie na kompie lub telefonie i wracać do niej wiele razy :P Ale co ja będę tłumaczyć...Można też posłuchać na stronie radia.

      Usuń
    2. Ani myślę. Nie słucham w ogóle żadnego radia, to mi to wisi. Zbyt cenię sobie spokój, żeby jeszcze zakłócać go sobie jakimś trzeszczeniem za uszami.

      Usuń
    3. Nie to nie :) zmuszać nie będę :) Jedynie chętnym polecam.

      Usuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.