czwartek, 6 września 2012

[38] Pasje. Część 3. Sport

Może nie widać tego po mnie w chwili obecnej. Że tak powiem zapuściłam się i odpuściłam sobie. Tłumaczę to trochę zeszłym rokiem, kiedy to stało się wszystko, poprzestawiało, pozmieniało, krok do przodu, lekka zawiecha, kolejny krok, i zaczęłam wychodzić z cienia. Wymówka dobra jak każda inna, aczkolwiek w moim przypadku tak objawił się mój duży dół. Przyczaiłam się.
Teraz, kiedy już wszystko zdaje się być poukładane, ustawiłam się znów na dobre tory. Na sport.
Kiedyś grałam w piłkę ręczną. Można powiedzieć, że wyczynowo, w sekcji szkolnej. Byłam bramkarzem, nawet dobrym. (Nie lubię strasznie zbabszczonych form. Nikt mnie nie namówi na wizytę u ginekolożki. I u psycholożki też! Świat oszalał! A sędzina to żona sędziego!).
Nie kontynuowałam kariery na studiach. I bardzo żałuję. Ale nie było wtedy internetu, żeby sobie wyguglać gdzie można pograć akademicko. A nikt mi nie chciał powiedzieć. I tak kariera skończyła się po 8 latach regularnych treningów.
W międzyczasie próbowałam różnych innych dyscyplin. I tak.
W tenisa ziemnego grałam przez rok, z kolegą z pracy, o 5.45 był wolny kort, to jeździłam. Żeby nie być zupełnym szczypiorkiem, pooglądałam sobie jakieś zawody na eurosporcie. Zdaje się, że grał Federer z kimś. Przyglądałam się jak serwują, jak się ustawiają, co robią z piłeczkami. Na pierwszym spotkaniu z kolegą zaliczyłam ze trzy asy. Stanął, popatrzył na mnie z pytaniem w oczach i zapytał: ty naprawdę nigdy nie grałaś? No nie grałam. Bardzo polubiłam wtedy tenisa. Pograłabym sobie...
Na nartach nauczyłam się jeździć jakieś 9 lat temu. Nie wiem dlaczego, ale na pierwszą w życiu jazdę, z pierwszy raz założonymi nartami dałam się wciągnąć orczykiem na Małe Skrzyczne. Kiedy stanęłam na stoku, patrząc w dół i widząc ten lód przez pierwsze kilkanaście metrów, zobaczyłam kostuchę, jak stoi niżej, uśmiechnięta i kiwa palcem. A wrzód poinstruował mnie: tym zagiętym do przodu. Jak zjechałam, nie wiem do dzisiaj. W każdym razie wrzodowi oberwało się za kilka pokoleń wstecz, gdyby to było Las Vegas, to tam na stoku rozwiodłabym się z nim pierwszy raz.. Po czym wieczorem powiedziałam, ze nie ma mowy, w życiu nie założę więcej nart. Obraziłam się na cały świat. Z to na drugi dzień...dostałam do swojej dyspozycji instruktora. Jak z folderu Val di Sole. Zakochałam się...w nartach. Okazały się być tak proste w obsłudze, że dziwiłam się, że nie startuję w slalomie gigancie. Oglądałam później na eurosporcie jakieś zawody i marzyło mi się tak jeździć. Cel osiągnęłam trzy lata temu. Ponieważ najpiękniejsze są Alpy włoskie i właśnie Val di Sole, tam jeździłam chętnie i wiem, że jeszcze pojadę. Trzy lata temu zjeżdżałam z bardzo fajnej góry i zrobiłam to na kontrolowaną krechę, z pięknym balansem. Radość wielka, szczególnie, kiedy kolega stojący na dole zapytał mnie, czy gdzieś brałam jakieś lekcje. Nie, to tylko eurosport.
Tu mała dygresja. Mam małą przypadłość. Nie umiem skręcać w prawo. To znaczy umiem, ale jest to dla mnie niewygodnie. Lewą stronę muszę mieć "krytą". Kiedyś tylko odczuwałam dyskomfort, kiedy z kimś szłam, ale narty pokazały, że coś jest na rzeczy. Niestety, nie ma stoków jedynie lewoskrętnych, a nie znalazłam góry, po której można by było zjeżdżać naokoło. W lewo skręcam genialnie. Tyczy się to wszystkich dziedzin życia. Chyba tylko w samochodzie nie mam tego problemu, chociaż miałabym w Wielkiej Brytanii, bo tam kierowca po złej dla mnie stronie siedzi. Koniec dygresji.
Koników pozazdrościłam mojej koleżance ze studiów. Totalnej wariatce. Nie będę o niej opowiadać, ale skuteczna była w namawianiu :). Najpierw zapisałam Kudłatą. W międzyczasie urodziłam Młodego, doszłam do siebie i ...postanowiłam spróbować. Ona jeździła już ponad pół roku. Po pierwszych 30 minutach na lonży, trenerka puściła mnie wolno. Ponieważ to była zima, jeździliśmy w hali.  Wiosną, na padoku brykałam sama. Chociaż dostałam takiego zbója, że nie chciał mnie słuchać. Namęczyłam się z nim. Jazdy przerwałam, ale wrócę do nich. Mam tu niedaleko stadniny.
Kiedy zaczęłam chodzić na siłownię, jeszcze na starych śmieciach, wzięłam sobie instruktora, powiedziałam co chcę osiągnąć, niech mi doradzi. Więc poprowadził mnie po sali, pokazał urządzenia, pogadaliśmy o diecie, o zamiarach, o procesach tlenowych, spalaniu i innych. Pan, utytułowany kulturysta polski i światowy, uśmiechał się tylko, bo mimo, że nie wyglądam, moja wiedza była spora. I zgadzaliśmy się co do diety, planu treningu, jedynie nie zdecydowałam się na żadne preparaty i wspomagacze. I pan trzy razy pytał, czy kiedyś już byłam na siłowni. Bo nie musiał mi pokazywać jak mam ćwiczyć i oddychać. A mi to samo jakoś przyszło. W końcu pooglądałam trochę filmów. Jeszcze wrócę na siłownię..
I tak wracam właśnie do żywych, wychodzę na świat i snuję plany.
Od poniedziałku będę chodzić na zumbę.




Na dziś:
Coma - Leszek Żukowski
To jeden z moich ulubionych zespołów. Podobają mi się teksty, podoba mi się muzyka. Uwielbiam ich koncertową twarz. Nawet w strefie kibica zagrali świetny spektakl.



22 komentarze:

  1. Matko kochana... O czym Ty w ogóle piszesz?! Z tej strony monitora widać strasznie dziwne kombinacje znaczków.

    OdpowiedzUsuń
  2. i ja, po 4-miesięcznej przerwie, wróciłam na siłownię... i zamierzam ćwiczyć regularnie, i zastanawiam się nawet nad osobistym trenerem (taki przystojny chłopaczek tam jest - może byłaby jakaś większa motywacja :) )... witam i pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobisty trener to zawsze dobra motywacja :)
      Witam również i pozdrawiam również :)

      Usuń
    2. taaak, tylko wtedy koszty ćwiczeń "trochę" wzrastają :)

      Usuń
    3. Koszty tak. Ale jak przyjemnie ;)

      Usuń
  3. Sporo liznełaś ;)Chyba już Ci pisałam,że tez na bramce stałam ;) i o zumbie myśle od pażdziernika!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak tak, już się zgadałyśmy, ze bramka nas łączy :)
      Zumbę polecam, chodziłam, rewelacja! Wytrzęsiesz się za wszystkie czasy, a śmiechu jest co niemiara.

      Usuń
  4. Też grałem w ręczną przez 4 lata w podstawówce, ale to prehistoria:)) A ta Zumba to jakiś aerobik czy co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połączenie aerobiku i tańców latynoskich.
      Do obejrzenia :) Co prawda to jakieś zawody, ale mniej więcej..
      http://www.youtube.com/watch?v=Vf0q6qtThF4

      Usuń
  5. Grałam w piłkę ręczną w szkole i na studiach w AZS-ie na mojej uczelni. Gram też w kosza, poza tym aerobik i wystarczy. Na nartach nie jeżdżę, chociaż zawsze chciałam się nauczyć, widocznie zabrakło instruktora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu, a już bez nart to zupełnie. Żałuję, że tyle lat "zmarnowałam" nie jeżdżąc.

      Usuń
  6. Narty uwielbiam i jeżdżę dużo bo mam na miejscu :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym tak chciała. Ale od kiedy posmakowałam włoskich stoków, to jakoś u nas nie bardzo mi się chce jeździć. Jakbym miała na miejscu to w sezonie nie schodziłabym ze stoku:)

      Usuń
  7. Ten tenis to o 5:45 rano??? Myślałem, że ja ze swoim wstawaniem o 6:00 dla przyjemności poćwiczenia jestem nienormalny...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, żeby zdążyć przed pracą. Dwa razy w tygodniu :) Ale to już przeszłość. Niestety. Korty znajdę, znaczy gracza, bo mam tu orlik, na którym korty są też :)

      Usuń
    2. A tak już bardziej na temat.
      Byłem piłkarzem ręcznym (mniej więcej 2 tygodnie), biathlonistą (mniej więcej 2 lata), średniodystansowym biegaczem (mniej więcej 3 lata).
      Rekreacyjnie jeździłem konno. Teraz mam niejakie opory. Ale czasem sobie wsiądę. tego się nie zapomina. Jak jazdy na rowerze. I uwielbia pływać. Latem (do jesieni) wszędzie, gdzie się da. W jeziorach, rzekach, morzu. A zimą i wiosną w basenie. Regularnie.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Aha. Nie lubię zimy i sportów zimowych. W ogóle.

      Usuń
    4. Ja zimę kocham. Uwielbiam zimno i śnieg. Dlatego przeniosę się do Skandynawii, choćbym miała na rzęsach stanąć. Uwielbiam narty, sanki, śnieżki i bałwany.
      Koniki, tenis są w zasięgu ręki, więc na 100% wrócę.
      Natomiast marzy mi się wziąć lekcje pływania, bo wiem, że ja to się jedynie utrzymuję na powierzchni, a do pływania porządnego dużo mi brakuje. Ale to temat na ciąg dalszy posta, który zaraz nastąpi :)

      Usuń
  8. Ożeż Ty! Ale masz powera! Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zechcesz podzielić się swoim zdaniem - będę wdzięczna. Nie obrażaj nikogo, a Ciebie również nikt nie obrazi.